Marina w Honolulu, czyli biurokracja do bólu
Dopłynięcie do Honolulu oznaczało początek długiej listy formalności. Stany pod względem papierkowej roboty mogą równać się tylko z Ameryką Południową.
Marina Ala Wai
Kiedy dopłynęliśmy do mariny, stanęliśmy na pierwszym wolnym miejscu przy nowej, pływającej kei.
Marina Ala Wai jest ogromna i są bardzo duże różnice w standardzie w zależności, gdzie się stoi. Najgorsze miejsca są najbliżej miasta przy głównej ulicy, gdzie cumuje się do rozpadających się betonowych Y bomów. Kręcą się tu różne podejrzane typy. Wejścia na pomost chroni tylko licha bramka, nad którą bez problemu można przeskoczyć.
Najlepsze miejsca są w samym środku mariny, gdzie cumuje się do dwóch, nowych, pływających pomostów. Dlatego stanęliśmy właśnie tam i zamierzaliśmy prosić, aby nas nie przestawiano.
Naprawdę musimy się przestawić?
Niestety okazało się, że wszystkie wolne miejsca są już zarezerwowane i musimy się przestawić. Zostaliśmy skierowani na pierwszy pomost, licząc od wejścia.
Keja totalnie otwarta, bez żadnych bramek. Każdy może sobie dowolnie spacerować. Dodatkowym utrudnieniem był sposób cumowania. Z jednej strony bojka, a z drugiej niskie betonowe nabrzeże. Do tego dość silny poprzeczny wiatr, co znacznie utrudniałoby manewry w dwie osoby. Zupełnie nam się tam nie spodobało. Dlatego wróciliśmy do biura na dalsze negocjacje. Na szczęście byliśmy na tyle upierdliwi i nieustęplwi, że ostatecznie miejsce znalazło się przy nowym pomoście, w centrum mariny. Super!
Tymczasowe pozwolenie na stanie
To był jednak dopiero początek formalności. Tu nie jest tak, że się idzie do mariny, dostaje miejsce, płaci i już.
W marinach państwowych składa się podanie o tymczasowe pozwolenie na stanie. Aby je złożyć , jacht oprócz dobrego ubezpieczenia i innych papierów, musi mieć lokalny certyfikat bezpieczeństwa. Jest on przyznawany po inspekcji jachtu, którą przeprowadza pracownik mariny.
Test morski jachtu
Oprócz inspekcji trzeba zrobić „sea trial”, czyli w wolnym tłumaczeniu test morski. Należy pokazać, że jacht jest w stanie o własnych siłach wypłynąć z mariny, a my umiemy nim manewrować. I nie ma żadnego znaczenia, że przypłynąłeś wczoraj z Aleutów. Zresztą wszyscy przypływający na Hawaje żeglują z daleka i wszyscy muszą niedługo po wpłynięciu pokazać, że umieją wypłynąć i wpłynąć do mariny.
Na test morski umówiliśmy się na ósmą rano. Jest on bez nadzoru. Przed opuszczeniem mariny musieliśmy zadzwonić do biura i powiedzieć, że wypływamy, następnie dopłynąć do boi numer jeden (pierwsza podejściowa) i znowu zadzwonić, że się udało. Tam zawracamy i cumujemy ponownie w marinie. Tej boi nie widać z biura i mam wątpliwości, czy w ogóle ktoś to sprawdza. Taki teatrzyk, ale jest przepis i trzeba się go trzymać.
Inspekcja jachtu
Po naszym teście morskim wróciliśmy na miejsce i czekaliśmy na umówioną o dziewiątej inspekcję. Kiedy kwadrans po czasie nikt nie przychodził, poszedłem do biura spytać o co chodzi.
Okazało się, że jest specjalne miejsce, gdzie przeprowadza się inspekcje i powinniśmy się przestawić. Niestety, nikt nam o nim nie powiedział. Na całe szczęście pani inspektor dała się przekonać, żeby zrobić inspekcję w miejscu, gdzie już byliśmy zacumowani.
Pani sprawdzała środki bezpieczeństwa, radio, epirb, piortechnikę i światła nawigacyjne. Dodatkowo zmierzyła jacht. Zarówno po pokładzie, jak i wliczając najbardziej wystające elementy. W porównaniu z tymi samym pomiarami, w tej samem marinie trzy lata temu, nasza Krysia urosłą aż o 2 stopy! Na szczęście nie ma to większego znaczenia.
W miarę upływu czasu, surowa początkowo Pani Inspektor miękła, aż w końcu zrobiła się bardzo sympatyczna i luźna atmosfera. Jak już wszystko zostało sprawdzone i zatwierdzone dowiedzieliśmy się, że MAMY TO – uzyskaliśmy certyfikat bezpieczeństwa ważny na dwa kolejne lata.
Opłata za marinę
Dopiero po zrobieniu „sea trial” i inspekcji mogliśmy złożyć aplikację o przyznanie nam tymczasowego miejsca postojowego. Ponieważ dwa dni staliśmy bez pozwolenia (czekając na inspekcję), to musieliśmy zapłacić za nie podwójną stawkę.
Ciekawy jest też sam sposób liczenia dni do zapłaty. Zwykle jeśli do mariny przypływamy w poniedziałek, a wypływamy we wtorek, to płacimy za jedną noc. Na Hawajach płacimy za dwa dni – poniedziałek i wtorek. Dlatego krótkie postoje są bardziej kosztowne.
Oprócz opłaty za jacht, płaci się też 10$ za każdą osobę, jaka na nim mieszka. W naszym przypadku dzień postoju jachtu kosztował 27$. Dlatego przy większej ilości osób robi się dość drogo. Na szczęście nie trzeba wszystkich zgłaszać… 😉
Toaleta tylko dla odważnych
Aby dostać kartę do toalet i pryszniców trzeba zapłacić kaucję w wysokości 100$. Płatne gotówką. Oddanie tej samej stówy przy zwrocie kart byłoby za proste. W zamian dostajemy więc czek, z którym należy przespacerować się do banku…. Standard toalet w marinie już zostawimy bez komentarza.
I tak po ponad dobie stania byliśmy wreszcie legalnie w stanie Aloha. Jak widzisz, ilość formalności jest spora.
Dodajmy jeszcze…
Na koniec dodajmy jeszcze, że za marinę nie można zapłacić za więcej niż dwa tygodnie z góry. Zresztą przelewem też nie. Co dwa tygodnie ktoś musi się stawić osobiście w biurze i uregulować należności. Tak więc trzeba się nieźle namęczyć i nalawirować, żeby wreszcie poczuć duch Aloha 😉
Spodobał Ci się ten tekst? Dmuchnij więc wiatr w żagle Krysi:
lub