Płyniemy tropem lodowców
Od Whittier, skąd żeglujemy we troje, nasz rejs można śmiało nazwać „rejs śladami lodowców Alaski”. Po tym, jak opuściliśmy Zatokę Księcia Williama, zajrzeliśmy do Icy Bay i Yakutat Bay, praktycznie codziennie widzimy jakiegoś lodowego olbrzyma w oddali albo spotykamy się twarzą w twarz z niebiesko-białym czołem lodowca, schodzącego do wody.
Lodowce w słońcu
Od kilku dni pogodę mamy jak marzenie: Słońce świeci na całego, zapewniając nam niesamowitą widoczność i ciepełko. Staramy się więc te dni wykorzystać na całego i kiedy tylko warunki lodowe pozwalają, to podpływamy blisko do lodowca.
One są jak żywa istoty i wciąż pracują – trzaskają, dudnią i oczywiście się cielą.
I to właśnie od tego, jak dużo dookoła jest tego “wyplutego” przez nie lodu, zależy to jak blisko do czoła udaje nam się podpłynąć. Oczywiście zawsze też mamy na uwadze nasze bezpieczeństwo, żeby taki kawał lodu przypadkiem nie wpadł nam do kokpitu 😛
Alaska – kraina lodowców
To wprost niewiarygodne, jak dużo lodu kryje w sobie Alaska! Szacuje się, że jest ich tutaj ok. 27 tysięcy! Lodowce pokrywają 2% całej powierzchni 49. stanu USA.
A że lodowce są magiczne, to chyba nie trzeba nikogo przekonywać. Jesteśmy teraz wciąż poza zasięgiem, ale przesyłamy Wam kilka fotek widoków, które nam odebrały mowę…
[wiadomość z pokładu SV Crystal wysłana via komunikator satelitarny Iridium GO!]