Żegluga z Dublina do Scilly

Polskie akcenty w Dublinie

W Dublinie zostałem bardzo miło ugoszczony przez Mariusza i Agnieszkę. Mariusz płynął na poprzednim etapie z Reykjaviku. Bardzo Wam za to dziękuję! Następnie przez 2 dni postoju odwiedziło mnie na jachcie kilku polskich żeglarzy z Dublina. Okazuje się, że żeglarska Polonia w Irlandii jest całkiem mocna.

W czwartek na pokładzie zameldował się Jarek, który ponad 3 lata temu żeglował ze mną przez 4 miesiące od Ushuaia aż do Polinezji Francuskiej. Tym razem niestety na rejs miał tylko 4 dni i planowo wysiadał już w Cork. Ale jak to się mówi “lepszy rydz niż nic” 😉 W piątek po południu na jachcie zaokrętowała się reszta załogi i następnego dnia po śniadaniu wyszliśmy w morze. Naszym celem był oddalony o jakieś 150 mil Cork.

Żegluga po Morzu Irlandzkim

Wiatr wiał dość mocno, kierunek jednak był od brzegu. Dzięki temu Morze Irlandzkie było gładkie jak stół. Na 60-cio milowym odcinku między Dublinem a skałą Tuskar występują dochodzące do 4 węzłów prądy pływowe. Gnają one na południe, po czym po 6 godzinach zmieniają kierunek o 180 stopni. I tak w kółko. Kiedy prąd nam sprzyjał robiliśmy nawet 10 węzłów, kiedy był przeciwny około 3. Suma summarum wychodzi mniej więcej na zero 😉

Cork

Zgodnie z prognozą o 8 rano wiatr gdzieś przepadł i do samego Cork płynęliśmy na silniku. Punktualnie o 1700 zacumowaliśmy w położonej w samiutkim centrum Cork City Marina. Szkoda, że nie trochę wcześniej, bo w tym samym momencie nasi piłkarze rozpoczynali zwycięski mecz z Czarnogórą. Jednak ważniejszy od meczu był w tym momencie prysznic i zanim wszyscy się wykąpali było praktycznie po wszystkim.

Wieczór spędziliśmy spacerując po centrum, jedząc steki i popijając irlandzkie piwo. Następnego trzeba się było pożegnać z Jarkiem, który wracał do domu. Widzimy się znowu już za niecały rok w Galway 😉

  • Zakupy na 7 dniZakupy na 7 dni

Przed nami było kilka dni bez większego miasta po drodze, więc zrobiliśmy zaprowiantowanie na kolejne 7 dni. Wczesnym popołudniem zostawiliśmy Cork za rufą. Następnym przystankiem były brytyjskie wysepki Scilly.

Wyspy Scilly – brytyjskie “tropiki”

Jest to przepiękna grupa wysp leżąca niecałe 30 mil na zachód od krańca Kornwalii. Scilly znane są z pięknych plaż, krystalicznie czystej wody oraz bardzo bogatej, tropikalnej roślinności. Palmy są tu normalnym elementem krajobrazu.

Prognozy mieliśmy bardzo dobre i dystans 140 mil pokonaliśmy w 20 godzin cały czas jadąc pełnym bejdewindem po relatywnie płaskim morzu. Koło 13 staliśmy już zacumowani do boi pomiędzy wyspą Bryer i Tresco.

Napompowaliśmy ponton, który jest tu jedyną możliwością przedostania się na brzeg. Rysiek w tym czasie przyrządził największy gar gulaszu. Po spałaszowaniu połowy popłynęliśmy na brzeg.

Tresco to druga największa wyspa archipelagu. Jest tu światowej sławy ogród botaniczny Tresco Abbey, którego historia sięga aż do roku 964. Można tu znaleźć ponad 20 tysięcy roślin z ponad 80 krajów świata. Dzięki mikroklimatowi Scilly występuje tu mnóstwo gatunków tropikalnych, jak na przykład palmy daktylowce tropikalne. Z innych ciekawostek to wyspę zamieszkuje niecałe 200 mieszkańców i jest ona własnością rodziny Dorrien-Smith.

Całe Tresco przypomina jeden wielki piękny ogród i widać, że jest w tym wszystkim pomyślunek i mnóstwo ludzkiej pracy. Spacerując po wyspie zrobiliśmy niespiesznym tempem około 5 kilometrów. Białe plaże, palmy, oraz zielone wzgórza z kamiennymi zabudowaniami tworzą na prawdę oryginalną kompozycję. Kilka fotek z naszej przechadzki znajdziejsz poniżej.

Mimo, że na wyspie jest tak mało ludzi, brytyjski pub po prostu być musi 😉 I właśnie w tym sympatycznym przybytku zakończyliśmy wieczór.

Czekając na poprawę pogody

Następny dzień był bardzo wietrzny i dość deszczowy. Na morzu wiało do 35 węzłów i do wieczora mieliśmy czekać na poprawę pogody. Koło 11 zawiozłem załogę na brzeg, a sam zająłem się pracą biurową i generalnym krzątaniem na jachcie. Wszyscy wzięli ze sobą przybory do kąpieli, bo pub oprócz piwa za 4 funty serwował również ciepły prysznic za 3,50 😉 To była bardzo sympatyczna niespodzianka.

W ciągu dnia wiatr nie odpuszczał jazda z brzegu na jacht była dość mokra, bo silne szkwały podrywały drobinki wody. Najgorzej miała osoba siedząca na dziobie, bo brała większość bryzgów na klatę. Najlepiej z kolei osoba sterująca pontonem, czyli ja 😉

Zgodnie z prognozami po 15 wiatr zelżał i zmienił kierunek na bardziej korzystny. Zjedliśmy obiad i o 1700 (w środę) zaczęliśmy żeglugę w kierunku Francji.

Początkowo chciałem dopłynąć aż do Belle Isle w Zatoce Biskajskiej, jednak po dłuższej analizie pogody wybrałem bliżej położone okolice Brestu. Nie mieliśmy dużo czasu i do niedzieli chciałem już być w jakimś Hiszpańskim porcie na południu Biskajów. Do Europy zbliżał się huragan Ofelia i lepiej w tym czasie siedzieć w tawernie niż błąkać się po Biskajach…

Sprawdź bieżącą pozycję Crystal! Dołącz do naszej załogi!

Śledź nas na Facebook!