Czekając na niespodziewanego gościa
Po przejściu Atlantyku rozpoczął się kolejny etap naszej wyprawy. Tym razem na odcinku Salvador – Buenos Aires (niektórzy śpiewają że boskie 😉 ). Z niewiadomych przyczyn frekwencja była wyjątkowo kiepska i płynę ostatecznie z jednym załogantem (załogantką). Tu zaczną się pierwsze pogodowe schody od wypłynięcia z Lizbony. Statystyki niby bardzo dobre, jednak prognozy i doświadczenia innych żeglarzy mówią coś zupełnie innego.
Częste silne wiatry południowe i cisze na południe od Rio powodują, że żeby zdążyć przepłynąć ten dystans (ok. 2000 Mm) w 3 tygodnie będziemy się musieli porządnie sprężać. Ruszyliśmy w czwartek 12 grudnia rano. Płyniemy non stop do Piriapolis w Urugwaju. Prognozy wzdłuż wybrzeża były pomyślne tylko na pierwszą dobę, potem wiatr miał siadać i odkręcać na południowy. Dlatego musimy płynąć naokoło w celu ominięcia tego zamieszania. Od razu na dzień dobry nadłożymy 200 Mm, bo musimy wyjść daleko na wschód w ocean. Tak więc szykuje się przelot dłuższy niż przez Cabo Verde ? Recife. No ale lepsze to niż oranie pod 7-8 B. Ogólnie prognoza dla Brazylijskiego wybrzeża (Metarea V) na jutro (sobota) to jedno wielkie ostrzeżenie przez wiatrem i falami. U nas powinno być spokojniej i z korzystnego kierunku, ale jak to zwykle bywa wszystko wyjdzie w praniu?
Od piątku po południu niebo zasnuło się zupełnie chmurami i w okolicy zaczęły grasować pojedyncze burze, które lokalnie kompletnie zmieniają kierunek wiatru. Powoduje to, że płyniemy trochę tropem węża 😉
Dość drastycznie spadła temperatura na zewnątrz. Około północy wynosi 25 stopni. Przez to ochłodzenie zaczynamy na zewnątrz normalnie marznąć. Dobrze, że pod pokładem panuje przytulne 29 stopni?
W niedzielę został na jachcie ustanowiony nowy rekord! Złowiliśmy metrową barakudę, która ważyła ponad 5 kg. Część mięsa już po 2 godzinach zostało przyrządzone i zjedzone. Reszta wylądowała w zamrażalniku. Ponieważ jest nas tylko dwójka, to mięsa powinno starczyć prawie do Urugwaju.
Do czwartku sunęliśmy sobie i w sumie nic specjalnego się nie działo. Przelotne ulewy zamieniły się w ciągły deszcz, który zmienia tylko swoje natężenie. Wiatr od paru dni jest też bardzo nierówny. We wtorek przez 12 godzin dryfowaliśmy bez żagli, bo zdechło kompletnie. Teraz znowu słabo wieje, ale sytuacja ma się poprawić, ponieważ z północy dochodzi nas niż i powinniśmy przez najbliższe parę dni mocno przyspieszyć.
Przez kompletne zachmurzenie i słaby wiatr nasze panele słoneczne i wiatrak nie dają nic. Dlatego codziennie przez 2 godziny musi chodzić silnik, żeby zrównoważyć nasze zużycie prądu, które jest spore (lodówka, zamrażarka, autopilot i 2 laptopy parę godzin dziennie robią swoje). Średnio zużywamy ok. 250 Ah na dobę. Ale trudno. Chcemy płynąć wygodnie to nie ma innego wyjścia?
Najgorsze, że na słońce możemy liczyć dopiero przy urugwajskim brzegu. Po ostatnich miesiącach w tropikach i narzekaniu na gorąc trudno mi się do tego przyzwyczaić. Temperatura spada ok. jeden stopień da dobę. Jak wypływaliśmy z Salvadoru to nad ranem było ok. 29 stopni. Dzisiaj rano (czwartek) już tylko 22. Plus jest taki, że wreszcie można się porządnie wyspać. Minus, że muszę znaleźć jakąś bluzę, bo strój żeglarski w postaci gacie + T-shirt powoli przestaje wystarczać.
W piątek rano wreszcie wiatr odpalił porządnie. Wieje 6-7 B z ENE, a my robimy średnio 7 węzłów na lekko zarefowanej gieni. Oby tak dalej! Według prognoz przez najbliższe 2 doby powinniśmy utrzymać dobrą prędkość. Oczywiście dalej nieprzerwanie leje?
W sobotę po ponad tygodniu po raz pierwszy ujrzeliśmy SŁOŃCE. Będąc w tropikach nie zdawałem sobie sprawy, że taki widok może aż tak ucieszyć 😉
Wiatr zelżał do 6 B, my dostawiliśmy grota i dalej pędziliśmy na złamanie karku. Wydawało się, że szybciej już się nie da. Jednak niedziela to był istny obłęd. Nasza Krystyna pędziła tak jakby chciała na wigilię odsapnąć w porcie. W dobę zrobiliśmy ponad 180 Mm! Niestety nic co piękne nie trwa wiecznie i prognozy na słabszy wiatr w poniedziałek zaczęły się materializować. Flauta przyszła w nocy z poniedziałku na wtorek. Genua waliła tak niemiłosiernie, że o 03:00 ją zwinąłem i od tamtej pory dryfujemy na samym grocie zabezpieczonym kontraszotem ok. 2 węzły. Przynajmniej w dobrym kierunku 😉 Wygląda, że wiatr też sobie robi przerwę na wigilię. Za jakieś 12 godzin ma na szczęście coś się ruszyć. Całe szczęście pogoda słoneczna i niedługo przystępujemy do przygotowań wigilijnej wieczerzy. Zastanawiam się, czy zostawić jedno miejsce dla niespodziewanego gościa. Chyba tak. Kto wie?może ktoś nas odwiedzi 250 Mm od brzegu.
Wszystkim przesyłamy z pokładu życzenia spokojnych Świąt i aby rok 2014 był lepszy od poprzedniego. No i oczywiście realizacji wszystkich żeglarskich planów. Pozdrawiamy!