Pierwszy silny sztorm na Alasce

Od kilku dni jesteśmy w okolicach Juneau, stolicy Alaski. Wczoraj dopadł nas w końcu pierwszy silniejszy sztorm tutaj. Na całe szczęście spodziewaliśmy się go, więc przeczekaliśmy go na bezpiecznym kotwicowisku.

Schowaliśmy wszystko, co mogłoby odlecieć z pokładu. Wypuściliśmy dużo łańcucha i odpowiednio więcej liny amortyzującej, żeby zniwelować ewentualne szarpnięcia jachtem.

Szkwały do 50 węzłów

Sztorm w naszym najbliższym regionie przechodził przez jakieś 15 godzin. Przez pierwsze godziny (noc z soboty na niedzielę) porywy nie przekraczały 30 węzłów. Jednak w niedzielę rano wiatr wezbrał na sile.

Jak widzicie na powyższym zrzucie z ekranu z naszej prognozy PredictWind hulało nieźle. Przez godzinę rano w niedzielę mieliśmy szkwały nawet do 50 węzłów, czyli wiatr o prędkości ok 90 km/h! Krysia momentami aż się trzęsła i nieźle ją chyliło. Michał nawet zablokował nasz wiatrak, żeby nam się nie rozleciał!

A po każdej burzy przychodzi spokój

Na szczęście już w niedzielę po południu pogoda zaczęła się poprawiać. Momentami wychodziło słońce, a ciśnienie mozolnie zaczęło rosnąć. Wiatr jednak nie chciał odpuścić i w nocy z niedzieli na poniedziałek znowu nam przywiało. Tym razem ponownie “tylko” do 30 węzłów. Wyglądało to tak, jakby jakiś mały zagubiony niż gonił ten poprzedni, bo ciśnienie znowu spadło nam do 998 hPa.

Na szczęście w poniedziałek rano niebo już się rozpogodziło, a dzień przywitał nas ciśnieniem 1019 hPa. W jakieś osiem godzin wzrosło o 20 hPa! Zdecydowanie wolimy, jak tak szybko rośnie niż jak spada 😉

Trochę stresu było, ale mimo sztormowego wiatru nie przesunęliśmy się nawet o metr. Uff, znowu nam się udało…

Michał bacznie obserwował, czy przypadkiem się nie przesuwamy oraz jak zmienia się siła wiatru