Przedmurze cywilizacji

Ostatnie dwa dni spędziliśmy praktycznie siedząc pod pokładem na Krysi. Wiało do 30 węzłów z północy, co oznacza że wiatr był zimny, wręcz przeszywający do szpiku kości. A cała zatoka była przykryta ciężką, gęstą i mokrą mgłą. Każde wyściubienie nosa do kokpitu kończyło się tylko głośnym „brrr” i szybkim powrotem do środka jachtu.

Pod pokładem działało ogrzewanie, grała przyjemna muzyczka, więc warunki były zdecydowanie przyjemniejsze. Każde z nas zajmowało się swoimi sprawami. Michał już przygotowuje się do wielkiego remontu w przyszłym roku, rozkminia co potrzebujemy zmienić i gdzie kupi jakie części. A w wolnych chwilach słucha audiobooka. Ja montuję video, przeglądam zdjęcia, coś tam pichcę (taka pogoda pod psem sprawia, że mam ochotę gotować smaczne rzeczy) i też słucham audiobooka.

Oczyszczenie brzegu

Od soboty stoimy w północnym ramieniu Zatoki Chernofski. To, co rzuciło nam się w oczy kiedy tu przypłynęliśmy, to dwa wielkie, białe namioty, ciężki sprzęt oraz ludzie na brzegu. Zdecydowanie czuć, że jesteśmy już blisko cywilizacji.

Ekipa na brzegu cały weekend pracowała jak szaleni. Kiedy wystawialiśmy głowę do kokpitu, to pomimo tej zawieruchy wokoło, słychać było głośne pikanie pracujących maszyn. Dwa dni zachodziliśmy w głowę, co oni tam robią.

dzisiaj nagle namioty zniknęły. Około południa przypłynął kuter i zabrał ludzi. Na brzegu został tylko ciężki sprzęt, kilka kontenerów i mocno rozkopana ziemia wokoło…

W końcu malinki

Dzisiaj w końcu wiatr ucichł, więc wybrałam się na brzeg na poszukiwanie malinek. Jeszcze z pokładu Crystal lornetką zbadałam teren i wybrałam dwa strome pagórki, gdzie roślinność była gęstsza. Malinki marzą mi się odkąd dotarliśmy na Aleuty. Dopiero kilka dni temu, na Atka zobaczyłam pierwsze krzaczki z czerwonymi owocami. Miałam więc nadzieję, że i tutaj, na Unalaska, także będą.

I bingo! Co prawda było ich niewiele – część jest wciąż niedojrzała, część już spleśniała i jeszcze do tego, ewidentnie ktoś przede mną plądrował te krzaczki. Ale znalazłam je! Trochę kwaśnawe, ale idealne. Tutejsze maliny to odmiana moroszek (ang. cloudberry). Tutaj nazywają się po ang. salmonberry, czyli dosłownie malinki łososiowe. Całą Alaska – wszystko jest związane z łososiem 😛

Oczywiście w malinowym chruśniaku natknęłam się na ślady krów. To niesamowite po jakich stromych zboczach one chodzą! Mam wrażenie, że nie ma kąta na wyspie, gdzie by nie łaziły.

Przyjazny nieznajomy

Na wieczór zaplanowaliśmy ognisko. Jeszcze w piątek, kiedy paliliśmy pierwsze obiecaliśmy sobie, że na kolejne zabierzemy już ruszt i łososia z zamrażalnika. I tak zrobiliśmy. Michał pojechał na brzeg wcześniej rozpalić ognisko. W międzyczasie niewielką, otwartopokładową łódeczką ktoś przypłynął do zatoczki. Taką łódką musiał przybyć gdzieś z okolicy – od razu pomyślałam, ale szybko wróciłam do swoich spraw.

Kiedy przyjechał po mnie Michał, okazało się że przybysz przyszedł do niego i dołączył do naszego ogniska. I tak to poznaliśmy Arthura, który ma ranczo i sto owiec w zachodnim ramieniu naszej zatoki. Przegadaliśmy cały wieczór, dzieląc się przy okazji naszą kolacją.

Arthur przybył na ranczo w latach siedemdziesiątych. Kiedyś mieszkał tu cały rok, teraz na zimę wyjeżdża do rodziny do Kalifornii. Ma proste życie, czasem bardzo wymagające ze względu na pogodę i samotność, ale ceni sobie taki żywot. To on wyjaśnił nam, że te namioty i ludzie, których widzieliśmy to ekipa sprzątająca teren z zanieczyszczeń. Dokładnie, to specjaliści wynajęci przez wojsko, którzy sprawdzają zanieczyszczenie ziemi dieslem. Unalaska w czasie II Wojny Światowej była bazą wojskową i to po tym okresie zostało tu wiele starych zbiorników z ropą. Z biegiem czasu, zbiorniki zardzewiały a diesel przesiąkł do ziemi. Teraz są one usuwane, tak samo jak zanieczyszczona ziemia. Kilka rzędów białych worków na brzegu, które widzimy z jachtu, to właśnie ta ziemia. Ma zostać stąd zabrana i spalona.

Na jutro jesteśmy umówieni z Arthurem na odwiedziny na jego ranczo. Przy okazji damy mu połowę naszej mąki. Mamy duże zapasy, a jemu brakuje. W zamian mamy dostać jakieś rarytasy z jego wielkiego zamrażalnika, wypełnionego po brzegi jedzeniem jakie dostał od ekipy oczyszczającej ziemię. Wspominał też coś o oprowadzeniu po wyspie na quadach i wspólnym szukaniu owiec, bo kilka ostatnio nie wróciło na ranczo. Dzień zapowiada się więc arcyciekawie!

Ola

Fakty z pokładu Crystal

Doba wyprawy po Aleutach: 67 i 68 (28 i 29.08.2022)

Suma przepłyniętych mil: 5943 Mm

Maksymalna temperatura powietrza: 9,2°C (rano pod pokładem 10,4°C)

Danie dnia: Warzywna lasagne oraz łosoś robiony na ruszcie na ognisku

Sprawdź, gdzie na Pacyfiku teraz jesteśmy! Naszą aktualną pozycję znajdziesz na https://skiff.pl/pozycja/

Spodobał Ci się ten tekst? Dmuchnij więc wiatr w żagle Krysi:

Postaw nam kawę na buycoffee.to

lub