Przez Biskaje z huraganem Ophelia na karku

Przyjemna żegluga na dobry początek

Brytyjskie Scilly opuściliśmy w środę wieczorem. Po godzinie na silniku rozwinęliśmy żagle i rozpoczęliśmy bardzo fajną żeglugę.

Początkowo jacht dość mocno pracował na fali, która była wspomnieniem silnego wiatru, jaki gwizdał tu przez cały dzień. Oczywiście nasz kierunek płynięcia i kierunek fali były dokładnie przeciwne… ale od kilku tygodni zdążyłem się już do tego przyzwyczaić 😉 Po paru godzinach wody Kanału Angielskiego (La Manche) wyrównały się jednak i płynęliśmy sobie przyjemne 5-6 węzłów.

Strefa separacji ruchu

Nad ranem, w czwartek wiatr zdechł na 4 godziny. Na ten krótki czas zamieniliśmy się w jacht motorowy. W sumie to nawet dobrze się złożyło, bo akurat w tym czasie przyszło nam przekraczać strefę separacji ruchu, która zawija się wokół północno-zachodniego skraju Bretanii.

Co to jest? Wszędzie tam, gdzie jest duże natężenie statków i nie ma zbyt wiele miejsca, jak np. w Cieśninie Gibraltarskiej, lub wokół jakichś cypelków, wytyczona jest na mapie wirtualna droga z pasami ruchu. Obowiązuje tu ruch prawostrony. Koło Brestu ruch jest ogromny. Wszystkie jednostki – statki, jachty, które płyną z południa na Morze Północne i dalej, przepływa właśnie tędy. Jachty przekraczające strefę separacji powinny to zrobić najszybciej jak się da i pod kątem prostym. Zupełnie jak piesi na jezdni.

I właśnie z powodu obowiązku, jak najszybszego przekroczenia strefy separacji ruchu, to nasze płynięcie na silniku w tym czasie nie było takie złe.

Krótki postój w Brest

W położonym nieopodal Brestu Camaret cumowaliśmy o 2200 po dokładnie 29 godzinach bardzo przyjemnej żeglugi. Temperatura znowu nieznacznie wzrosła. Był to mój pierwszy francuski port w tym roku. W krainie serem i winem płynącej planowałem spędzić jednak tylko noc i następny poranek. Nad Europę nadciągał huragan Ophelia i mieliśmy tylko 2,5 doby na dotarcie do jednego z hiszpańskich portów na południu Zatoki Biskajskiej.

Nadciąga Ophelia

Według prognoz pogody oko huraganu miało minąć Portugalię i Biskaje od zachodu, jednak w zachodniej części zatoki prognozowano wiatry powyżej 40 węzłów i falę do 10 metrów. To już trochę za dużo… Na otwartym oceanie fale miały dojść do 18 m!

W angielskiej nomenklaturze taki stanu morza (12 stopień) dość intuicyjnie określa się jako “Phenomenal”. Mój plan był więc prosty – zdążyć schować się w jednym z hiszpańskich portów na południu Zatoki Biskajskiej.

Na początek prognozy były na słabiutkie wiatry lub nawet ciszę z kierunku południowo wschodniego. W tym wypadku niestety, mała ilość wiatru przekładała się na większą ilość żeglugi na silniku. Odpowiednia średnia prędkość miała tu jednak priorytet.

Crystal jako jacht motorowy

W piątek rano dokupiliśmy trochę śmierdzących serów, świeżutkich bagietek i po prysznicu chwilę po południu byliśmy gotowi do startu.

Po wyjściu na Biskaje wiało nawet obiecująco i postawiliśmy oba żagle. Niestety już 2 godziny później je zwinęliśmy i włączyliśmy silnik.

Hałas diesla towarzyszył nam aż do soboty rano, kiedy to znowu trochę zaczęło wiać i przeszliśmy na napęd ekologiczny. Zgodnie z prognozą miało się już rozwiewać i wiać aż do Hiszpanii. Niestety nic z tego nie sprawdziło się. Od 1600 znowu zamieniliśmy się w motorówkę. Na szczęście nie padało. Niestety jednak zarówno na podejściu, jak i podczas odchodzenia od francuskich brzegów płynęliśmy w bardzo gęstej mgle. Woda osadzała się dosłownie wszędzie, tak że sternik był kompletnie mokry. Sytuacja powtórzyła się w nocy z piątku na sobotę.

Martwa fala

Sobotni ranek przywitał nas ładną wyżową pogodą i delikatnym wiaterkiem z południowego wschodu. Po śniadaniu znowu postawiliśmy żagle i cały dzień spokojnie płynęliśmy koło 4 węzłów po wodzie płaskiej jak stół. Jedynie z zachodu przychodziła wysoka na około 2 metry, bardzo długa i łagodna, martwa fala.

Martwa fala to taka fala, która nie bierze się od wiatru który wieje lokalnie w danym miejscu, ale od innego, odległego i silnego wiatru. Fale od silnego sztormu potrafią przebyć nawet setki mil! Ponieważ obecnie na Północnym Atlantyku błąka się dużo sztormów to faluje on cały czas. Nawet jeśli w danym miejscu akurat nic nie wieje.

Wyścig z czasem

Wiało na tyle mocno, żeby nie włączać silnika. Jednocześnie jednak na tyle słabo, że wiadomo było, że do La Coruny nie zdążymy przed uderzeniem wiatru i fali, które były pokłosiem huraganu Ophelia, który przelatywał na zachód od Biskajów. Dlatego na nasz pierwszy kontakt z Hiszpanią wybrałem bliżej położone maleńkie Viveiro.

W niedzielę koło południa, wiatr zaczął trochę kręcić i zrobił się dość porywisty. Momentami robiliśmy nawet 7 węzłów i wszystko wskazywało, że w trakcie załamania pogody spokojnie będziemy chrapać w portowym zaciszu. Tuż po północy byliśmy około 8 mil od wejścia do zatoki.

Wiatr zaczął grymasić, więc zwinęliśmy żagle i odpaliliśmy silnik. Pół godziny później podmuchy z południa dochodziły już do nawet do 30 węzłów, jednak w tym miejscu nie mogło nas to już zatrzymać. To się nazywa być o czasie!

Po dokładnie 2,5 dobach żeglugi, wchodziliśmy na osłonięte wody dokładnie w momencie, kiedy na Biskajach włączył się dochodzący do 45 węzłów gwizdek z południa! Promieniująca od Opheli fala, miała w niektórych miejscach urosnąć do ponad 6 metrów.

Gorąca końcówka przelotu

Hiszpania przywitała nas ogromnym pożarem. Ostatnie 3 godziny płynęliśmy w gryzącym dymie, a w powietrzu latały drobinki popiołu. Bolały od tego oczy i robiło się sucho w gardle.

Ognia nigdzie nie było widać, jednak sądząc po zasięgu i gęstości dymu musiał być ogromny. Widoczność wynosiła około 500 do 1000 metrów. W poniedziałek o 300 nad ranem staliśmy zacumowani w marinie Viveiro. Ponieważ wiało bardzo mocno, a popiół latał wszędzie, zamknęliśmy jacht i poszliśmy spać.

Rano cały pokład przykryty był szarą warstwą pyłu. Na szczęście, wiatr zdążył zmienić kierunek i powietrze było już czyste.

Huragan Ophelia przyniósł też niesamowicie gorące powietrze. Kiedy tylko kierunek wiatru odkręcił się na południowy temperatura szybko zaczęła rosnąć, by o 200 nad ranem osiągnąć 26 stopni. O 800 to już było “tylko” 20 stopni.

Kiedy my zabieraliśmy się za śniadanie po silnych podmuchach nie było już śladu. Dokładnie w tym samym czasie huragan zabierał się za Irlandię i Wielką Brytanię. Jesienna Zatoka Biskajska została przepłynięta przy bardzo miłej pogodzie. Można było odetchnąć.

Po obiedzie ruszyliśmy do La Coruny, gdzie przy pięknej pogodzie spędziliśmy miły dzień.

Przed nami jeszcze opłynięcie słynącego ze sztormów Przylądka Finisterre i wpadamy na wiodącą na południe autostradę wprost do Lizbony.

 

Sprawdź bieżącą pozycję Crystal! Dołącz do naszej załogi!

Śledź nas na Facebook!

 

  • La Coruna
  • La Coruna
  • La Coruna
  • La Coruna
  • Na Biskajach zawsze można liczyć na towarzystwo delfinów