Rozbite jajka w kambuzie

Nocka, jakiej potrzebowaliśmy

Ależ to była cudownie spokojna noc! Żadnych mocniejszych powiewów wiatru, morze jakby trochę też sobie przysnęło. I w końcu na niebie zza chmur wyłonił się Księżyc. Jest już w połowie widoczny, więc całkiem przyjemne daje światło. Jakoś czuję się bezpieczniej, kiedy jego blask rozjaśnia nam drogę i delikatnie pozłaca Ocean. Takiego spokoju było nam potrzeba.

Chwila nieuwagi i bęc

Rano wstaliśmy wypoczęci. Postanowiliśmy dogodzić sobie na śniadanie, robiąc omleta na słodko. Mam sprawdzony przepis, według którego go przygotowuję. Jak zwykle więc oddzieliłam białka od żółtek. Pierwsze przelałam do miski w celu ich ubicia, a drugie odłożyłam do mniejszej miseczki, żeby je dodać do piany.

I kiedy tak sobie błogo ubijałam białko, nagle przyszła fala, o których istnieniu przez noc trochę zapomniałam. Zaparłam się porządnie nogą, złapałam jedną ręką zlewu i bez uszczerbku przetrwałam zarówno ja, jak i miska z pianą. I kiedy zaczęłam odwracać się do Michała z dumą w oczach, żem taka zwinna wiewiórka w tym naszym kambuzie, już kątem oka zobaczyłam że coś jest nie tak.

Michał był już przy mnie. Albo raczej przy miseczce z pięcioma żółtkami, która niestety zwinną wiewiórką nie była ani trochę. Miseczka zupełnie poddała się bujnięciu jachtu – wywaliła się i żółtka wyskoczyły na nasz zamrażalnik. Szybko zjechały po jego bokach i spektakularnie rozjechały się po podłodze. Obydwoje, zrobiliśmy kwaśne miny. Ja – że, jak ja teraz dokończę omleta bez tych żółtek. Michał – że trzeba to szybko sprzątnąć, zanim jajko wpełźnie we wszystkie możliwe szczeliny w podłodze.

Akcja sprzątania przebiegła sprawnie, uff (choć zapach jajka unosił się w kambuzie jeszcze pół dnia). Do omleta dodaliśmy dwa jajka i w ten sposób uratowaliśmy nasze śniadanko.

Jacht skaczący po falach uczy uważności, jak niewiele innych miejsc. Człek na chwilę się zapomni, nie dopilnuje, żeby miseczkę postawić przy randzie, i mamy małą katastrofę na podłodze. Ale oby to były jedyne nasze problemy w trakcie tego przelotu 😉

Ach te robaczki…

Reszta dnia minęła nam na drobnych pracach, korzystając z tego, że trochę zmieniliśmy kurs i zaczęliśmy płynąć bardziej z wiatrem i falą (czyli odpadliśmy względem kierunku wiatru). Zrobiliśmy słodką wodę do pełna (staramy się mieć zbiorniki pełne co trzy/cztery dni), Michał nadrobił drobne naprawy w kokpicie, a ja przejrzałam nasze zapasy.

Niestety urokiem tropików jest to, że kiedy coś kupuje się w sklepie to jest spora szansa, że będą tam już jakieś robaczki. Szczególnie upodobały sobie one wszelkie produktu mączne, ryże, kasze. Wiedząc o tym, posprawdzałam dziś jak się mają nasze makarony, ryże, itp. Za burtę wyleciało kilogram ryżu i makaron do lasagna. Nie lubimy wyrzucać jedzenia, więc zawsze zastanawiam się trzy razy zanim to zrobię. Ale akurat w przypadku robaczków, to jestem bezlitosna i nie ma przeproś. Rybki dzisiaj miały więc ucztę, bo oprócz tego do Oceanu poleciała także dynia, która zgniła od słonej wody.

Ola

Fakty z pokładu Crystal

Doba żeglugi ku Aleutom: 15. (7.07.2022)

Suma przepłyniętych mil vs. suma mil do celu: 2215 Mm vs. 2506 Mm

Maksymalna temperatura powietrza: 28,7°C (pod pokładem 29,9°C)

Temperatura wody: 28,5°C

Danie dnia: Dojadaliśmy z wczoraj ryż z curry z dyni i czerwonej kapusty 😉

Sprawdź, gdzie na Pacyfiku teraz jesteśmy! Naszą aktualną pozycję znajdziesz na https://skiff.pl/pozycja/

Spodobał Ci się ten tekst? Dmuchnij więc wiatr w żagle Krysi:

Postaw nam kawę na buycoffee.to

lub