Ryczące czterdziestki północnego Pacyfiku, czyli zamykamy drugi tydzień rejsu na Alaskę
Obserwując regularnie prognozy pogody wiedzieliśmy, że wraz z wpłynięciem w ryczące czterdziestki wiatr odkręci się na zachodni i wzrośnie jego siła. Na ostatnich milach 39°N zwinęliśmy więc naszego motyla, na którym żeglowaliśmy przez ostatnie dni.
I prawie jak na zamówienie, kiedy tylko w noc z piątku na sobotę wpłynęliśmy w 40°N, wiatr przybrał na sile i totalnie się zachmurzyło. Od soboty zaczęła też odczuwalnie spadać temperatura i na stałe zawitało do nas rześkie poniżej 20°C. Zaczął się nowy etap naszego rejsu na Alaskę – wskoczyliśmy w dresiki i bluzy, na dobre na kilka miesięcy żegnając się z szortami i koszulkami na ramiączkach.
Wokoło nas nie ma praktycznie żadnego ruchu statków. Widzimy średnio jeden statek na dwa dni. I to tylko na naszym odbiorniku AIS. Naocznie widzieliśmy tylko jeden.
Witamy na północy!
W niedzielę obudził nas deszcz i gęsta mgła dookoła. W połączeniu z konsekwentnie spadającą temperaturą sprawiło to, że w końcu w pełni poczuliśmy, że płyniemy na Alaskę. Chodzimy już ciepło ubrani, podwójnie cieszymy się z gorących pryszniców, a do łask wróciły termiczne kubeczki i nasz duży, dwulitrowy termos. Gorąca herbata na stałe zastąpiła wodę z cytryną, którą w tropikach codziennie przygotowywaliśmy.
Minięcie 40go równoleżnika było jakby wpłynięciem w inny świat. W piątek mieliśmy jeszcze piękną wyżową pogodę, a w sobotę przywitała nas mżawka, mgła i coraz mocniejsze podmuchy wiatru. Na szczęście w rufę. Całą niedzielę mieliśmy regularną ulewę, oraz szkwały powyżej 30 węzłów. Przechodził nad nami zimny front i temperatura dość szybko spadała. W piątek mieliśmy 24 stopnie i słoneczko, a w poniedziałek 13 stopni, mżawkę i gęstą mgłę. Witamy na północy 😉
Dodatkowo jemy na potęgę! Trochę nas to bawi, trochę przeraża, ale zrzucamy to na poczet zimnej pogody. Chyba po prostu potrzebujemy się troszkę zaokrąglić w ramach dogrzewania kości 😉 A że mamy nasz super piekarniczek, to sobie dogadzamy i co chwila coś pieczemy, to zapiekanka z ziemniaków i bakłażana, to pasztet warzywny. A nasz jachtowy chlebek na zakwasie wychodzi coraz smaczniejszy i dorodniejszy.
500 mil do celu
Kiedy to piszę, czyli w poniedziałek wieczór to mamy przepłynięte już ponad 1700 Mm. Do celu pozostało poniżej 500 Mm. Płyniemy na silniku, bo chwilowo opuścił nas wiatr. W przeciągu kilku godzin ma się to jednak zmienić i zapewne znowu postawimy żagle.
Ciągle pada i ciągle otula nas zimna mgła. Woda w Oceanie już dawno straciła swój niebieski odcień na rzecz ciemnej zieleni. Dzisiaj po raz pierwszy minęły nas morświny i chyba śpiące na wodzie foki, bo tylko do tego jesteśmy w stanie porównać kilka dziwnych, mijających nas kształtów.
W powietrzu pachnie Arktyką.
[wiadomość z pokładu SV Crystal wysłana via komunikator satelitarny Iridium GO!]