W drodze do Nowej Kaledonii

No to wystartowaliśmy w drugi etap Rejsu Dookoła Świata!

Pierwszy odcinek wiedzie z Nowej Zelandii przez Norfolk do Nowej Kaledonii. Jednym słowem Crystal wraca w tropiki. Zaokrętowanie i wypłynięcie z Whangarei przebiegło błyskawicznie. Nowa załoga zjawiła się na jachcie we wtorek wieczorem.
Jeszcze tego samego dnia zrobiliśmy zaprowiantowanie, a w środę po południu odprawiliśmy się i przed zmrokiem wyszliśmy w morze. Prognozy były dla nas kiepskie. Zapowiadały północne wiatry o rosnącej sile, ale zdecydowałem, że lepiej brnąć do celu powoli niż wcale. Następnym portem ma być Kingston na australijskiej wyspie Norfolk, który leży dokładnie po drodze do Nowej Kaledonii.

W niedzielę rano jednak wiatr zdechł zupełnie i odpaliliśmy silnik. W poniedziałek mają pojawić się dość silne wiatry z zachodu i jak chcemy bez zbędnej męki dotrzeć na Norfolk musimy napierać w tym kierunku póki się da.  Niedzielną spokojną pogodę wykorzystaliśmy na prysznic, odpaliłem też odsalarkę i dorobiłem wody. Tak więc zbiorniki znowu mamy full 😉

Koło południa odwiedził nas mały kolorowy ptaszek wielkości wróbla. Pokręcił się po pokładzie ze 30 minut, poskubał liny (bardziej mu smakowały niż nowozelandzki chleb) i poleciał dalej. Zaczęliśmy też wędkowanie. Już po godzinie złapał się około 4 kg tuńczyk, który od razu został oprawiony i razem z sałatką i ziemniakami skonsumowany częściowo na obiad. Palce lizać! W końcu niedziela.

To jednak nie był koniec atrakcji tego dnia. Około 16.30 na horyzoncie zobaczyliśmy dryfujący jacht z postawionym fokiem sztormowym. Podpłynęliśmy zobaczyć, czy wszystko w porządku, ale na pokładzie nie zastaliśmy żywej duszy. Kadłub był potwornie porośnięty muszlami, a dookoła dosłownie gotowało się od ryb. Nikt nie odpowiadał na nasze krzyki. Zejściówka była zamknięta. Na dziobie widać było resztki rolera i zerwany sztag. Ktoś jednak interweniował po awarii i maszt zabezpieczony był fałem przytwierdzonym do dziobu. Ktoś także musiał postawić tego sztormowego foka? Fala uniemożliwiała nam wejście na pokład. Wszystko to spowodowało, że zaczęliśmy wysnuwać najróżniejsze niesprawdzalne teorie, jakie dramatyczne historie rozegrały się na pokładzie. Bandera była zbyt zniszczona, by ją rozpoznać. Zawiadomiłem nowozelandzkie służby o zdarzeniu i płyniemy dalej. Jest niedziela wieczór i jesteśmy około 180 mil na północny zachód od Nowej Zelandii. Za parę godzin powinno zacząć wiać.