Unga – wieczorne ognisko w miasteczku widmo

Kilka mil na południe od zatoki Baralof, na wyspie Unga, w archipelagu Shumagin, znajduje się opuszczona wioska Unga. O tym miejscu słyszeliśmy od dwóch zupełnie niezależnych osób.

„Koniecznie musicie odwiedzic Ungę! Norweskie miasteczko widmo. Jest niesamowite!” – słyszeliśmy. Faktycznie historia jest bardzo ciekawa. Wszystko ze szczegółami opowiemy na naszym vlog’u już niedługo.

Ponieważ zatoka, gdzie mieści się wioska, daje kiepskie schronienie przy mocniejszych wiatrach, to musieliśmy poczekać w pobliskim Baralof aż się wywieje. W końcu mocny wiatr przeszedł i ostatniego dnia lipca po południu przestawiliśmy się pod Ungę.

Zapadnięty domek w Unga
Zapadnięty domek w Unga

Dobre warunki na kotwiczenie

Wczesnym wieczorem dopłynęliśmy do Delarof Harbor (zatoczka przy Undze) i rzuciliśmy kotwicę. Miejsce faktycznie nie najlepsze na mocniejsze wiatry. Ciasno, płytko i skały dookoła. Dodatkowo, mimo że już niby nie wiało, to jakoś w tym miejscu gwizdało 15 węzłów. Wiedziałem z prognoz, że wkrótce wiatr ma umrzeć do zera, więc specjalnie mnie to nie martwiło.

Na brzegu widać było ze trzy pozapadane domki. Reszta wioski chowała się za wzgórzem. Na wieczór zaplanowaliśmy na kamienistej plaży ognisko.

Północne długie dni

Mimo że mieliśmy część rzeczy przygotowanych, to i tak spakowanie całego jedzenia, rusztu, talerzy, siekierki, aparatu, herbaty i miliona innych niezbędnych rzeczy zajęło nam ponad pół godziny. Ostatecznie udało nam się ze wszystkim wylądować na brzegu koło godz. 20. Ponieważ zachód był po godz. 22, to słońce świeciło jeszcze w pełni.

Siedzimy sobie i patrzymy

Dzikie krowy na horyzoncie

Zanim w ogóle zabraliśmy się za zbieranie drewna, musieliśmy zapuścić żurawia za górkę, która zasłaniała nam wioskę. Kiedy wyjrzeliśmy, naszym oczom oprócz starych zapadniętych chat ukazało się… całkiem pokaźne stado dzikich krów. Słyszeliśmy wcześniej, że na wyspie żyje ich całkiem sporo.

Najbliżej nas było kilka dorodnych byczków. Na szczęście gdy tylko nas zobaczyły, szybko oddaliły się w przeciwnym kierunku. Dały chyba też znak reszcie stada, bo po dosłownie pięciu minutach zniknęły też wszystkie krowy i cielaki!

Dzikie krowy na wyspie Unga

Uczta przy ogniu

Z zebraniem drewna nie było problemu. Na szczycie naszej kamienistej plaży walało się mnóstwo drewna wyrzuconego przez morze. Musieliśmy tylko nazbierać trochę mniejszych patyczków, żeby wszystko ruszyło.

Już po trzydziestu minutach, nasze ognisko całkiem elegancko się paliło. Po niecałej godzinie żaru mieliśmy tyle, że mogliśmy trochę wygarnąć pod nasz ruszt i rozpocząć grillowanie.

Ola grzeje się przy ognisku

Mieliśmy naprawdę prawdziwą ucztę. Sporo warzyw oraz złowione przez nas halibut, flądra i trochę łososia. A na koniec w żar wrzuciliśmy dwa wielkie ziemniaki. Już nie pamiętam, kiedy jadłem ziemniaki z ogniska. Wyszły pysznie! Ognisko na bezludnej plaży przy wiosce widmo to był niezapomniany klimat. Było super i na jacht wróciliśmy grubo po północy.