Atka i spotkania na jakie czekaliśmy
Rano obudziliśmy się w totalnie innej aurze. Wiatr znowu gwizdał pełną parą, rozpędzając się regularnie do zdrowo ponad dwudziestu węzłów. Słońce ledwo przebijało się przez ciężkie chmury i gęstą mgłę. Na pokładzie słychać było ciężkie, spadające krople deszczu. W takich okolicznościach nie jest łatwo wygrzebać się z ciepłego śpiworka.
Wizyta u spawacza
Byliśmy jednak umówieni na godz. 1000 ze spawaczami. Jeszcze wczoraj zgodzili się spojrzeć na połamaną część do naszego krzesła nawigacyjnego i spróbować ją naprawić. Nie wiedzieliśmy, ile będzie kosztować taka robota. Tak czy owak, zabraliśmy ze sobą dwa piwka kupione na Polinezji. Nieważne ile zapłacimy, to taki egzotyczny trunek pewnie ich ucieszy.
Warsztat był oddalony o ok. kilometr od miejsca, gdzie zakotwiczyliśmy. Idąc do niego w tym silnym wietrze, czasami musieliśmy napierać przed siebie i iść pod kątem, bo podmuchy nie pozwalały iść normalnie wyprostowanym.
Kilka minut po ustalonej godzinie stawiliśmy się w warsztacie spawacza. Idealnie się zgraliśmy, bo w tym samy czasie przyjechali chłopaki. Było ich dwóch, w wieku ok 25-27 lat każdy (niestety nie możemy sobie przypomnieć ich imion:/). Jak się potem dowiedzieliśmy w rozmowie, ten który spawał naszą część jest szefem warsztatu i odpowiada za utrzymanie przetwórni. Jest to praca raczej na luzie, bo przetwórnia od czterech lat jest zamknięta. Miasto jednak zatrudnia go na wypadek, gdyby jej funkcjonowanie miało zostać wznowione (jest na to szansa). Drugi z naszych nowych znajomych, jest odpowiedzialny za utrzymanie elektrowni miasteczka Atka. Jako że prace obydwu chłopaków mocno przeplatają się, to wzajemnie sobie pomagają i po prostu się też przyjaźnią.
Zakład zrobił na nas wrażenie ze względu na ilość i jakość sprzętu, jaka się w nim znajduje. Biorąc pod uwagę, że w Atce mieszka 46 osób, to naprawdę mają tam wszystko, żeby naprawić i stalową łódkę bezkabinową, silnik zaburtowy albo quada.
Spawacz od razu zabrał się do roboty. Widać było, że sam jest ciekaw czy uda mu się naprawić krzesło. Przyznał się, że nigdy nie spawał stali nierdzewnej, ale wczoraj trochę poczytał na ten temat i ma pomysł, jak podejść do sprawy. Chwilę pogrzebał w swoich materiałach, przygotował spawarkę i ruszył z robotą. Miło było zerkać na jego pracę, bo ewidentnie zależało mu, by wykonać robotę i dobrze i ładnie. Po prostu starał się, czym do razu zyskał naszą sympatię i uznanie.
Ploteczki o życiu w Atce
W międzyczasie trochę pogawędziliśmy o tym, jak żyje się w Atka, o pogodzie w różnych porach roku, o tym jak często zdarzają się trzęsienia ziemi (okazało się, że jedno było kilka dni temu). Dowiedzieliśmy się, że prąd w miasteczku produkują dwa wielkie generatory, a codzienne zużycie diesla wynosi 50 galonów, czyli ok. 190 litrów. Zimy są już coraz cieplejsze, a śniegu spada już tylko tyle, aby pokryć ulicę. Żywność jest bardzo droga – tak droga, że mleko sprzedawane jest w kartonach, a nie w wielkich baniakach na galony, jak to ma miejsce w innych miejscach USA. Ze względu na to, że w Atka jest tylko niewielka klinika, to kobiety rodzić lecą do Anchorage. Chłopaki cenią sobie życie na Atka, a w wolnym czasie szaleją po wyspie na motorach crossowych, które sami naprawiają. Różnorodność tych informacji najlepiej świadczy o tym, jak rozległe tematy poruszyliśmy 😉
Po ok. 45 minutach część do krzesła była naprawiona. Spawacz kilkukrotnie podkreślił, że niestety spaw może zardzewieć. Nie jest to problemem, bo i tak planujemy ją wymienić. Najważniejsze, że na pierwszy rzut oka robota wygląda na solidnie wykonaną. Za przysługę nic nie zapłaciliśmy, więc tym bardziej przydały się piwka z Polinezji. Oczy obu panów zdecydowanie się rozradowały na ich widok.
Pierwszy sklep od dwóch miesięcy
Szczęśliwi, że krzesło nawigacyjne na Crystal znowu będzie działać, ruszyliśmy do sklepu. Wczoraj pod jego drzwiami widzieliśmy reklamówkę pełną jabłek, więc od rana nie mogłam się doczekać kiedy i my kilka kupimy. Świeże warzywa i owoce to jedyne rzeczy, których bardzo mi brakuje w trakcie tej wyprawy na Aleuty. Moim marzeniem są teraz świeża sałata i soczysta marchewka.
Pełni nadziei na jakieś świeże produkty, przywdziawszy maseczki weszliśmy do sklepu. Jest on wielkości dwa razy przeciętnej Żabki w Polsce. Na półkach żywność głównie przetworzona – puszki, słoiki, kartony. W wielkich zamrażalnikach zero mrożonek z warzywami, a dzika ilość mięsa. Jedna wielka lodówka wypchana w połowie puszkami napojów gazowanych typu Coca-cola, Sprite itp., a w drugiej butelkami wody. Zauważyliśmy też dwa kartony mleka. Druga lodówka w połowie pusta, a w połowie luźno zapakowana kilkunastoma opakowaniami jajek (jeszcze mamy), próżniowo pakowanymi kawałkami wędzonego łososia oraz serem żółtym w plasterkach, kostkach lub tartym. Z warzyw widać tylko kilka sztuk selera naciowego i jedno opakowanie marchewek. Trzecia lodówka świeci pustką. Jabłek brak (choć przed wejściem wciąż leży reklamówka nimi wypełniona!). Chwila zastanowienia – bierzemy marchewki i opakowanie łososia. Spróbowanie takich wędzonych kawałków to też jedno z moich jedzeniowych marzeń ostatnich tygodni. Cieszę się jak dziecko z obu produktów na tyle, że nawet nie rozpaczam z powodu braku jabłek.
Chwilę kręcimy się jeszcze po sklepie. Trzeba przyznać, że całkiem sporo tam różnorodności – włóczka w różnych kolorach, wielkie łopaty do odgarniania śniegu, różne końcówki do kabli, itd.
Zagaduje nas nieznajomy, którego twarz w połowie zakrywa chusta (zamiast maseczki):
– Witajcie w Atka.
Uśmiechamy się miło (choć widać to tylko pewnie po oczach, bo na ustach mamy przecież maseczki). Wymieniamy kurtuazyjnie kilka zdań i idziemy do kasy.
Suszony łosoś za 28 USD i marchewka za darmo
Zanim przechodzimy do zapłaty, to pytam Panią Ekspedientkę czy możemy wziąć tę marchewkę. Jakoś czuję, że wolę dostać na to zgodę, bo przywiezienie jej tutaj to jednak spore wyzwanie logistyczne i może inni bardziej niż ja jej potrzebują.
– Oczywiście że możesz… ale czy na pewno ją chcesz, bo wygląda na dosyć nieświeżą… – odpowiada zaskoczona.
– Na moje oko wygląda świetnie. To dla mnie rarytas i spełnienie marzeń – mówię zdziwiona i trochę ubawiona sytuacją. Na Polinezji nieraz kupowaliśmy marchewki w gorszym stanie.
Nie wiem, czy wzbudziłam tym wyznaniem litość czy rozbawienie, ale staje na tym, że marchewkę dostajemy za darmo! Wędzony łosoś okazuje się być kosztowną rozpustą – 28 USD. Oprócz zapłaty za postój w Adak (całe 7,80 USD), to nasze pierwsze wydane pieniądze od dwóch miesięcy, więc postanawiamy zaszaleć 😉
Niespodziewana oferta i znajomość
Jeszcze przy kasie znowu zagaduje do nas Pan w chuście. Pyta, czy może chcemy trochę mięsa i ryby. Totalnie zaskakuje nas ta propozycja. Jesteśmy nią tak skrępowani, że początkowo odmawiamy. Jednak po ponownym zapytaniu, chętnie się zgadzamy. Oczy Michała aż błyszczą na myśl o reniferze i łososiu 😉
I tak to, kilka chwil później trafiamy do domu Alexa. W przedsionku ma wielką, przemysłową zamrażarkę, a w niej zapasy na zimę. Hojnie oferuje nam zamrożone: po dwa kawałki łososia i halibuta, lokalną pietruszkę oraz żeberka z renifera. Pytam go, jak takie żeberka najlepiej przyrządzić, a Alex zaprasza nas do środka, bo akurat piecze je dla siebie.
Z wizyty, która miała trwać chwilę, nasze spotkanie zmienia się w prawie dwugodzinne pogaduchy. Aleks okazuje się być niezwykle ciekawym człowiekiem. Jak inne poznane do tej pory osoby w Atce, tak i on jest potomkiem mieszkańca wyspy Attu. Jego dziadek w trakcie II Wojny Światowej (IIWŚ) został wywieziony do Japonii, a potem kiedy rząd USA zakazał powrotu na Attu, to zamieszkał w Atce.
Życie w Atka
Alex jest 100% lokalnym patriotą w bardzo dobrym znaczeniu tego słowa. Nie wyjechał z wyspy od dwunastu lat. Ze sposobu, w jaki opowiada nam o wyspie i tego co mówi, bije duma i miłość do tej ziemi i społeczności. Jednocześnie otwarcie przyznaje, że boli go fakt, iż liczba mieszkańców Atki stale maleje. Głównym powodem wyjazdów są cele zarobkowe. Na wyspie brakuje miejsc pracy, a jedzenie jest bardzo drogie. Jako przykład podaje nam, cenę za jednego pomidora – 4 USD, czyli ok. 18 PLN! W planach jest budowa szklarni, w których możliwa byłaby hodowla warzyw i owoców. Pomogłoby to zmniejszyć ich cenę, jak i dało kilka miejsc pracy.
Ogólnie utrzymanie się na Atce nie jest drogie, z wyjątkiem tych horrendalnych cen jedzenia. Niektóre osoby mają pobrane kredyty na dom lub wynajmują go i to jest największy miesięczny wydatek. Diesel jest dofinansowywany, więc automatycznie rachunki za prąd są niższe. W sumie prąd to jedyne media, za które trzeba płacić. Woda jest dostarczana z jeziora i źródeł. Jest tak wysokiej jakości, że kiedy Alex wysłał jej próbki do laboratorium, naukowcy nie byli w stanie jej zbadać, bo była zbyt czysta!
W trakcie rozmowy Alex częstuje nas jeszcze własnej roboty wędzonym łososiem, usmażoną ośmiornicą i na koniec samogonem. Każda z tych rzeczy jest przepyszna! I oczywiście każdą możemy ze sobą zabrać – decydujemy się na wędzone łososie. Potem na jachcie porównujemy oba łososie – domowy i ten sklepowy. Chyba nie muszę pisać, co jest zdecydowanie smaczniejsze i wprawia kubki smakowe niemalże w orgazm 😉
Zmiany środowiskowe na Aleutach
Przy okazji rozmowy o IIWŚ, schodzimy na temat zanieczyszczenia środowiska i zmian klimatycznych na wyspie. Na Atka również stacjonowało jakiś czas wojsko. Przez ten okres zdążyli tu wznieść wiele budowli militarnych, które potem porzucili. A te ugrzęzły w ziemi i zaczęły zanieczyszczać wyspę. W końcu lat osiemdziesiątych XX w. około dwa tysiące żołnierzy przyleciało na wyspę z misją oczyszczenia jej z powojennych śmieci. Na barkach wywieziono ponad pięć tysięcy ton żelastwa! Niestety, w wielu miejscach wciąż widać walające się zardzewiałe beczki, rury. Czasem z ziemi wypływa stary diesel. To problem, który dotyczy nie tylko Atki, ale wszystkich wysp Aleuckich. To niechlubne ślady po „Zapomnianej Wojnie”.
Alex opowiedział nam też, że mieszkając całe życie na Atce widzi jak zmienia się jego otoczenie. Poziom wody wzrasta, następuje coraz większa erozja brzegu, w wodach pojawiają się nowe gatunki zwierząt, lub o ekstremalnych rozmiarach (kiedyś na plaży znalazł zwłoki prawie dwunastometrowej kałamarnicy!). Lokalne zjawiska, np. tarło łososia jest coraz później. O tych zjawiskach rozmawialiśmy też z innymi spotkanymi osobami. Ludzie, których życie jest bezpośrednio i mocno związane z naturą, na własnej skórze doświadczają zmian klimatycznych, o których my czytamy w książkach lub Internecie.
Opuszczamy Atkę
Mam wrażenie, że moglibyśmy tak z Alexem gawędzić jeszcze baaardzo długo. W wiosce było kilka innych osób, z którymi miałam chrapkę porozmawiać dłużej niż tylko wymienione kilka zdań. Niestety, trzeba było ruszać dalej. Mamy przed sobą długi odcinek żeglugi dalej na wschód i dobry wiatr, aby pokonać ten kawałek na żaglach.
Atkę zostawiliśmy za rufą po południu. Wypływaliśmy w gęstej mgle i silnym wietrze. To miejsce pozostanie na długo w naszych sercach ze względu na piękno samej wyspy, jak i ludzi ją zamieszkujących. Ciepło, otwartość i spokój, jakie tam poczuliśmy nie zdarzają się często. Wcale się nie zdziwię, jeśli kiedyś jeszcze tam wrócimy… 😉
Fakty z pokładu Crystal
Doba wyprawy po Aleutach: 62 (23.08.2022)
Suma przepłyniętych mil: 5709 Mm
Maksymalna temperatura powietrza: 11,4°C (rano pod pokładem 10,3°C)
Danie dnia: Zupa z czerwonej soczewicy i kanapki z wędzonym łososiem. Dużo kanapek 😉
Sprawdź, gdzie na Pacyfiku teraz jesteśmy! Naszą aktualną pozycję znajdziesz na https://skiff.pl/pozycja/
Spodobał Ci się ten tekst? Dmuchnij więc wiatr w żagle Krysi:
lub