Atka – przyjazna osada z historią

Kotwicowisko przy osadzie na Atka jest po prostu świetne. Jacht stoi w cieniu głównej wyspy jednocześnie osłonięty wyspą Bloshoi i licznymi mniejszymi skałkami. Wczoraj zakotwiczyliśmy tuż przed godziną 2100. Przed dziobem mamy kilka domków i starą cerkiew, ale nie widzieliśmy żadnej żywej duszy. Kiedy zrobiło się ciemno, na brzegu paliły się tylko dwie latarnie. W domach ani krzty światła. Czyżby znowu miasteczko widmo?

Piękny poranek

Rano wstałem chwilę po siódmej i od razu przywitał mnie cudny widok. Słońce wisiało już nisko nad horyzontem i ciepłym światłem oświetlało wioskę oraz okoliczne wulkany. Mimo rześkich 8°C nie chciało się wracać do jachtu, gdzie było ciepło i przytulnie: całe 11°C 😉.

Jak zwykle po płynięciu rozruch mieliśmy dość powolny. Zrobiliśmy duże pranie, naleśniki, posprzątaliśmy i nie wiadomo kiedy zrobiło się południe. Jak już to wszystko ogarnęliśmy, popłynęliśmy na brzeg. Do tego momentu w wiosce wciąż działo się bardzo niewiele.

Z wizytą na starówce

Kiedy tylko zacumowaliśmy ponton, podjechał do nas na quadzie starszy pan. Na Atce, podobnie jak na Pitcairn, jest to podstawowy środek transportu. Chwilę sobie miło pogadaliśmy. Standardowa wymiana uprzejmości. Skąd jesteście? Gdzie płyniecie? Itd. Kiedy usłyszał, że byliśmy na Attu wyraźnie się ożywił.

Okazało się, że jego ojciec urodził się na Attu. W czasie II Wojny Światowej w wieku 11 lat został wywieziony do Japonii jako jeniec. Po wojnie on i większość z tych, co przeżyli, osiedliła się na Atka (na Attu nie pozwolono im wrócić).

Osada Atka – kilka domków i stara cerkiew

Dosłownie minutę po tym jak się pożegnaliśmy, zaczepił nas następny dziadek, przejeżdżający na quadzie. Oczywiście nas przepytał, po czym zaczął opowiadać, że w ostatnich dniach karibu podchodzą bliżej wioski i z kolegą upolowali jednego. Co prawda nie była to ta wielka sztuka, na jaką mieli chrapkę, ale i tak będzie pyszna szynka. A teraz jedzie nad strumyk połowić trochę łososi. Stercząca jak lanca wędka wydawała się potwierdzać te słowa. Oprócz tego dowiedzieliśmy się, że znajdujemy się w starej części osady, która jest powoli przenoszona w inne miejsce za wzgórzem. To wyjaśniało wieczorne ciemności w nielicznych domach.

I tak po dziesięciu minutach na brzegu rozmawialiśmy już z dwoma bardzo sympatycznymi osobami.
Obeszliśmy też cerkiew, wokół której było sporo grobów z początku poprzedniego wieku. Niestety drzwi były zamknięte i zapuściliśmy tylko żurawia przez okno. Środek pięknie zdobiony i utrzymany.

Mała wioska, dużo infrastruktury

Ze starówki zaczęliśmy powoli iść na wzgórze, za którym miała być nowa osada. Po drodze co chwilę zbaczaliśmy i wchodziliśmy na różne pagórki, bo widoki i światło były piękne.

Na samym szczycie pagórka stały dwie wielkie anteny satelitarne, a obok jakieś budynki użyteczności publicznej. Dwa praktycznie nowe i jeden lekko podniszczony z tabliczką City of Atka, czyli coś w rodzaju urzędu miasta.

Kiedy tak sobie szliśmy, co jakiś czas mijał nas ktoś na quadzie. Wszyscy bez wyjątku bardzo ciepło nas pozdrawiali. Co za miła odmiana po ostatnim miasteczku widmo na Adak.

Wyspa Atka – utwardzona droga do Zatoki Korovin

Wszystko na Atka jest zadbane. Wszędzie panuje jakaś myśl i porządek. To co zwróciło moją uwagę, to ilość ciężkiego sprzętu budowlanego. Wszystko na chodzie. W sumie mieszka tu tylko pięćdziesięciu mieszkańców i cała ta ilość sprzętu, anteny i ogólnie infrastruktura zrobiły na mnie wrażenie.

Po drugiej stronie wzgórza

Kiedy przeszliśmy na drugą stronę pagórka, naszym oczom ukazała się mała przetwórnia ryb i mniejszy budynek, który okazał się później warsztatem. Jutro mają mi w nim spawać krzesło nawigacyjne. Jak to czytacie, to może już sobie znowu nawiguję na siedząco 😉

Dalej przy drodze była mini elektrownia z ogromnymi zapasami diesla. Tuż obok zamknięta poczta i zamknięty sklep. Po chwili zatrzymał się przy nas oficjalnie wyglądający samochód. Za kierownicą siedział sympatyczny William, który spytał czy może nam w czymś pomóc. Widział jak przez okno zaglądamy do budynku poczty.

Okazało się, że William to lokalny człowiek instytucja. Jest odpowiedzialny za poszukiwania i ratownictwo, straż pożarną, egzekwowanie prawa oraz jest kapitanem portu. Na dokładkę jego żona jest burmistrzem. Okazało się, że sklep i poczta są otwarte do godziny 1400, a lokalny czas wyprzedza nasz jachtowy o godzinę. Jutro rano wszystko powinno być otwarte. Zapraszał nas też do szkoły na Internet. Podobno mają całkiem szybkie łącze. Może jutro. Dzisiaj mieliśmy zaplanowany spacer na druga stronę wyspy, a robiło się coraz później.

Wyspa Atka – oświetlone stożki wulkanów i Ola na czarnej plaży

Spacer do sąsiedniej zatoki

Po kilku dniach siedzenia na tyłkach mieliśmy wielką ochotę na dłuższy spacer. Ola wynalazła na maps.me siedmiokilometrową trasę do sąsiedniej Zatoki Korovin. Całość w miarę płaską, utwardzoną drogą z pięknymi widokami dookoła.

Idąc w tamtą stronę widzieliśmy sterczące przed nami oświetlone stożki wulkanów. Za nami malowały się kolorowe domki na zielonych wzgórzach, liczne skałki i wysepki w zatoce. Mieliśmy dziś ogromne szczęście do pogody. Nie dość, że świeciło słońce, to jeszcze wiatr prawie ucichł. Locja donosi, że w tym miejscu pomiędzy wzgórzami robi się straszny przeciąg. Faktycznie, wczoraj na odcinku ostatnich trzech mil mieliśmy w dziób wiatr o sile do 30 węzłów!

Po drodze minęliśmy lotnisko i małe jezioro, w którym Ola wypatrzyła sporą grupkę łososi. Po kolejnych trzydziestu minutach marszu doszliśmy do piaszczystej, czarnej plaży po drugiej stronie Atka. Z jeziorka wpadała tam do morza mała rzeczka. W poprzek jej rozciągnięta była sieć, w której podskakiwało kilka schwytanych łososi. Może i my spróbujemy tej techniki następnym razem 😉 Ola na plaży wypatrzyła krzesło i stół z IKEA. Były w całkiem dobrym stanie.

Piaszczysta czarna plaża po drugiej stronie osady Atka – Ola na krześle z IKEA

W drodze powrotnej zatrzymał się przy nas quad z prawie całą rodzinką. Jechała mama z dwoma małymi synami i nastoletnia córką. Pogadaliśmy sobie z nimi ze trzydzieści minut. Poplotkowaliśmy o Adak, że tutaj też mówią o nim „miasteczko widmo” i nikt nie lubi tam latać, że również tu obserwują ocieplenie klimatu. Oprócz coraz cieplejszych zim (prawie bez śniegu), jednemu z lokalnych rybaków udało się złapać… tuńczyka. Teoretycznie to nie powinno być możliwe…

Osada Atka

Na jacht wróciliśmy ok 20.30 po przejściu ponad 16 km. Atka zrobiła na nas bardzo dobre wrażenie. Pięknie położona, zadbana, a lokalni uśmiechnięci i skorzy do kontaktu. Mieliśmy wypływać jutro z rana, ale na pewno odroczymy to o przynajmniej kilka godzin. Chcemy tu jeszcze trochę się pokręcić. No i pospawać tron nawigacyjny.

Michał

Fakty z pokładu Crystal

Doba wyprawy po Aleutach: 61 (22.08.2022)

Suma przepłyniętych mil: 5653Mm

Maksymalna temperatura powietrza: 14,5°C (rano pod pokładem 11,1°C)

Danie dnia: Tarta z burakami (puszka) i serkiem pleśniowym oraz zupa z soczewicy czerwonej – całe szczęście, że zostały z wczoraj! Kiedy wróciliśmy po „spacerku” na Krysię byliśmy mega głodni

Sprawdź, gdzie na Pacyfiku teraz jesteśmy! Naszą aktualną pozycję znajdziesz na https://skiff.pl/pozycja/

Spodobał Ci się ten tekst? Dmuchnij więc wiatr w żagle Krysi:

Postaw nam kawę na buycoffee.to

lub