Cisza jednak nas dopadła
Kiedy wypłynęliśmy za lagunę na otwarty ocean, przywitał nas delikatny wiaterek o sile 3B z północnego wschodu. Nie najgorzej! Pan Ocean zafundował nam spokojną rozgrzewkę. Ponieważ jesteśmy z Olą bardzo przesądni, to zgodnie z wielowiekową tradycją, poczęstowaliśmy Neptuna pysznymi lodami waniliowymi z pekanem 😉 Mamy nadzieję, że mu smakowały i będzie nas bezpiecznie i szybko niósł aż do Alaski.
Wiatr powoli słabnie
Pierwsze popołudnie i nocka minęły nam na bardzo spokojnej żegludze po coraz bardziej gładkim oceanie. Cały czas towarzyszyła nam dwumetrowa martwa fala. Była ona tak długa i łagodna, że mimo słabego wiatru żagle całkiem ładnie pracowały. Od rana zaczęliśmy systematycznie zwalniać, by w okolicy 1500 zupełnie stracić sterowność. To znaczy prędkość była tak mała, że autopilot nie był w stanie utrzymać kursu.
Robimy duże pranie i wodę
Bezwietrzną słoneczną pogodę i gładki ocean wykorzystaliśmy żeby zrobić duże pranie. Do wieczora byliśmy sunącą (lub może bardziej dryfującą) po środku oceanu suszarnią 😉 Wieczorem włączyliśmy na godzinkę silnik i korzystając ze spokojnych warunków odpaliliśmy odsalarkę i dorobiliśmy wody do pełna. O 1500 zrzuciliśmy genuę, ponieważ wiatr o sile dwóch węzłów nie był w stanie jej wypełnić. Wisiała tylko marnie grożąc, że przy większym bujnięciu zdejmie moje suszące się na relingu gacie. Po kolacji wiatr przekroczył 3 węzły i znowu postawiliśmy gienię. Dryfowanie w złym kierunku zamieniło się na dryfowanie w dobrym… Mamy 700 litrów diesla i to jeszcze nie czas żeby go przepalać. Na miejscu przyda się bardziej na ogrzewanie, a nam tak bardzo się nie spieszy. Prognoza mówiła, że w nocy wiatr ma powoli rosnąć.
Sprawdź naszą obecną pozycję – www.skiff.pl/pozycja
Spodobał Ci się ten tekst? Dmuchnij więc wiatr w żagle Krysi:
lub