Ruszyliśmy ku Aleutom!

Wypłynęliśmy! Kierunek – Aleuty
W środę (22 czerwca 2022), przed godziną jedenastą czasu lokalnego (polinezyjskiego), oddaliśmy cumy bojki, przy której staliśmy i ruszyliśmy… na stację paliw, żeby zatankować się pod korek na kolejne kilka miesięcy. Następna stacja dopiero w Dutch Harbor, więc każda kropelka paliwka będzie teraz dla nas jak złoto. Kiedy Michał wlewał diesel do zbiorników, ja pobiegłam do żandarmów dokończyć formalności związane z wypływaniem.
Check out z Polinezji
W każdym kraju, załoga jachtu obcej bandery potrzebuje oficjalnie zameldować się przy wpływaniu (ang. check in), a potem wymeldować przy wypływaniu (ang. check out). Już we wtorek poszliśmy do żandarmów zgłosić nasze plany opuszczenia kraju. Cierpliwie wypełniliśmy niezbędne papiery, ale po pieczątkę w paszporcie oraz dokument opuszczenia Polinezji dla naszej Crystal kazano nam przyjść w dniu wypływania. Ale dzisiaj była to już czysta, krótka formalność. Pani Żandarm już w drzwiach wręczyła mi potrzebne papiery z odprawy, po czym podbiła nasze paszporty. Klamka więc zapadała. Crystal i my oficjalnie opuściliśmy krainę turkusowej wody i lagun. Odwrotu nie ma.
Koktajl emocji
Pomysł płynięcia na Aleuty powstał kilka miesięcy temu. Rozmawialiśmy o tym bardzo dużo. Ostatnie tygodnie uciekały coraz szybciej pod znakiem przygotowań, a te kilka dni to już w ogóle jakby zlały się w jeden. I teraz to się naprawdę dzieje! Jest jakaś magia w tym, jak idea która przychodzi do głowy, po czasie staje się rzeczywistością, nie uważasz?
Wracałam od żandarmów do Michała na stację w podskokach. Obydwoje czujemy już zew przygody, tę ekscytację żeglugi w nowe, nieznane miejsce. Choć Polinezja stała się jakby drugim domem dla nas przez ten ostatni rok (tak! to już rok odkąd przypłynęliśmy tutaj w maju 2021 r.) i czuliśmy się tutaj jak u siebie, to jednak ciągnie nas już dalej. Czujemy, że się zasiedzieliśmy w jednym miejscu, a jak to mówią nie po to statki się buduje, żeby stały w porcie.
Od kilku dni, wymienialiśmy, czego to będzie brakowało nam z Polinezji. A to zadziornego piania kogutów i intensywnego zapachu gardenii polinezyjskiej o świcie, a to wody, do której możesz wskoczyć w każdej chwili. Nawet tego ciepła! Ale i tak, żadne z nas nawet nie wspomniało o tym, żeby zostać dłużej.
Cisza za zakrętem
Już od kilkunastu dni obserwowaliśmy prognozy pogodowe na naszą planowaną trasę płynięcia. Zapowiada się dobrze, z jednym małym wyjątkiem. Wielkimi krokami zbliża się do Polinezji cisza. Uwijaliśmy się więc jak mróweczki, żeby wypłynąć jak najszybciej. Potrzebujemy oszczędzać paliwo, więc dłuższe płynięcie na silniku już na początku nie wchodzi w grę.
Najpierw planowaliśmy oddać cumy we wtorek, ale już w niedzielę wieczorem jasne było, że nie wyrobimy się. Ostatnie zakupy, rozłożenie jedzenia po jachcie, który i tak już ma je poupychane w różnych kątach… Wszystko to zabrało więcej czasu i energii niż zakładalismy. Środa była jednak ostatecznym terminem, nie do przesunięcia. Żeby zdążyć oddalić się od Polinezji zanim nadejdzie tu cisza, brak wiatru, musieliśmy wypłynąć około południa.
Do zobaczenia Polinezjo!
Cumy na stacji oddaliśmy dokładnie w południe! Godzinę płynięcia w lagunie pokonaliśmy na silniku bardzo nieśpiesznie. Jeszcze na ostatnią chwilę wysłaliśmy newsletter, zaplanowaliśmy kilka publikacji w naszych media społecznościowych. Kiedy masz zostawić szybki internet na ponad trzy miesiące, to nigdy nie jest się w 100% gotowym na wypłynięcie 😉
Jeszcze ostatnie spojrzenie za siebie na wyspy, na jachty stojące na kotwicy w lagunie i w końcu stało się. Wypłynęliśmy na morze. Uśmiechy nie schodziły nam z twarzy. Zrobiłam pierwszy wpis w dzienniku pokładowym. Nasza aleucka przygoda właśnie się zaczęła!
Sprawdź naszą obecną pozycję – www.skiff.pl/pozycja
Spodobał Ci się ten tekst? Dmuchnij więc wiatr w żagle Krysi:
lub