Czy nudzimy się w trakcie rejsu oceanicznego?
Żeglując jachtem przez świat nie da się uniknąć dłuższych przelotów, kiedy na kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt dni traci się ląd z pola widzenia. Nasza obecna żegluga z Kalifornii do Meksyku, na Morze Corteza, to idealny przykład. Płyniemy już tydzień, tysiąc mil za nami, ale do celu wciąż pozostało nam kilkaset. Co robimy w tak długim rejsie? Czy tylko śpimy, jemy i nawigujemy? A może nudzimy się jak mopsy?
Oceaniczny stan umysłu
Najprościej rzecz ujmując, to co robimy w trakcie dłuższego rejsu przez ocean zależy od warunków pogodowych, stanu morza, jak i naszego samopoczucia. Czasami warunki są tak sielankowe, że w kokpicie jestem w stanie zrobić jogę, a dzień mija jak normalny, pracowity dzień na postoju. Kiedy indziej znowu, Pan Ocean potrafi zafundować taką jazdę bez trzymanki, że jedyne co człowiek jest w stanie zrobić to patrzeć na mapę, gdzie płynie, spać i w między czasie zalać sobie wrzątkiem zupkę chińską.
Wszystkie te sytuacje łączy jednak jedna rzecz – oceaniczny stan umysłu. Chyba każdy, kto zdecydował się spędzić dłuższy okres czasu na morzu, zgodzi się, że czas tu płynie inaczej. A wraz z nim, także nasze postrzeganie wszystkiego dookoła. Godziny przestają mieć aż takie znaczenie, bo rytm wyznaczają wschody i zachody Słońca oraz posiłki. Człowiek jest trochę jakby zawieszony w próżni i często trudno jest zmobilizować się do czegoś więcej niż tylko czytanie książki lub oglądanie filmu.
Idealne wakacje?
Cisza dookoła, bezkresny horyzont, ciepło Słońca na skórze, świeże powietrze non-stop, a do tego czas na nadrobienie zaległych lektur i seansów… brzmi jak idealne wakacje, prawda? Owszem, zwykle są to idealne wakacje. Po przelocie oceanicznym wielu naszych załogantów ma przewietrzoną głowę i większy dystans do spraw lądowych.
W naszym przypadku jednak, rejs to nie wakacje. To stała część naszego morskiego życia na jachcie. Faktycznie czytamy więcej, ale mamy też różne obowiązki – od pisania wpisów na bloga takich jak ten, po codzienne dbanie o stan jachtu. W końcu, to jak ma się nasza Crystal ma bezpośredni i ścisły wpływ na nasze bezpieczeństwo i komfort.
Codzienne obowiązki na jachcie
Codziennie rano po śniadaniu sprzątamy mesę i kambuz. Muszą być naprawdę ciężkie warunki pogodowe, żebyśmy tego nie zrobili. Wbrew pozorom, nawet na środku Oceanu kurzy się dużo! Czasami myjemy także słodką wodą kokpit, który potrafi być zasolony od fal i bryzy. Gdybyśmy nie dbali codziennie o naszą wspólną przestrzeń, to błyskawicznie zrobiłby się tutaj syf. A tego, zdecydowanie nie chcemy.
Stałym elementem każdego dnia jest także odbieranie prognoz pogody. Dzięki PredictWind i łączu satelitarnemu dwa razy na dobę możemy ściągnąć najnowsze modele pogodowe. Ich analiza często nie ogranicza się tylko do jednorazowego spojrzenia. Najczęściej wiele razy dziennie, Michał porównuje aktualną pogodę z prognozami i na tej podstawie decyduje, jak płyniemy dalej.
Do codziennej rutyny możemy też zaliczyć sprawdzanie poziomu wody słodkiej i ewentualne jej dorabianie w razie potrzeby (staramy się nie dopuścić do sytuacji, żeby mieć mniej niż połowę zbiornika). Michał na bieżąco monitoruje także nasze zasoby energetyczne.
Kilka dni temu, na dobre zostawiliśmy za sobą niżowe sztormy i niskie temperatury. Zdecydowanie powróciliśmy w tropiki – już tylko w nocy jest ciut poniżej 20°C. W końcu też mamy więcej słońca, co od razu widać po ilości energii pozyskiwanej z paneli słonecznych. W San Francisco Michał zainstalował nowe panele i teraz każdego dnia przeżywamy kolejny rekord prądowy 😉
Jachtowe listy zadań
Każde z nas ma swoją listę spraw do zrobienia. Duża część to różne pod względem wagi i pilności prace bosmańskie na jachcie – lina do wymiany, posprzątanie bakisty, przejrzenie zapasów, nasmarowanie bloczków, wysuszenie lin, podmiana kabli przy stole nawigacyjnym… Te listy to niekończące się spisy tego, co trzeba naprawić bo zużyło się lub zepsuło, jak i pomysłów tego, co warto dodać, żeby żyło nam się lepiej. I jeśli tylko mamy siłę i warunki pogodowe pozwalają, to nie obijamy się.
Kiedy płyniemy po w miarę płaskim Oceanie, bez uciążliwego rozkołysu lub przechyłu jachtu, to dzień niewiele różni się od takiego na postoju. Dwa dni temu, na przykład, cały dzień poświęciliśmy na naprawianie żagla głównego, czyli grota. Już w trakcie przelotu z Hawajów do San Francisco zauważyliśmy, że róg halsowy jest dosyć mocno zniszczony i aż krzyczy o wzmocnienie. Wtedy nie mieliśmy warunków, żeby się tym zająć, a z kolei w trakcie postoju w San Francisco mieliśmy inne, ważniejsze sprawy do ogarnięcia. Robota jednak była i ważna i pilna, więc kiedy tylko trafił się bezwietrzny dzień i mało rozbujane morze, to zabraliśmy się do naprawy. Opuściliśmy trochę żagla na maszcie i ręcznie zszyliśmy miejsca, wymagające wzmocnienia.
Dzisiaj zaś Michał cały dzień spędził usprawniając naszą instalację elektryczną.
Awarie na jachcie
Ostania sprawa to awarie. Choć najchętniej byśmy o nich nie myśleli, to niestety są nie do uniknięcia. Siły działające na żagle i jacht są tak wielkie, że niestety prędzej czy później zadzieje się coś niekontrolowanego, np. pęknie okucie lub bloczek, poluzuje się jakaś śrubka, urwie przetarta lina. Często awarie są też wynikiem nieuważanego i/lub nieprzemyślanego zachowania człowieka, jak np. porwany żagiel z powodu zbyt późnej reakcja na silny powiew wiatru.
Najważniejsze wtedy to mieć głowę na karku oraz narzędzia i części, aby naprawić szkodę. Krysia, czyli nasz morski domek jest po brzegi wypełniony sprzętem zapasowym, Michał to złota rączka, a ja potrafię mieć przebłyski niczym pomysłowy Dobromir. Dajemy więc, na szczęście, radę.
Doba bywa za krótka…
Podsumowując, nuda na Crystal zdecydowanie nam nie grozi. Czasami faktycznie wpadamy w marazm, szczególnie na początku rejsu kiedy człowiek dostraja się po raz kolejny do Oceanu lub kiedy jest sztorm. Wtedy bierzemy czas na przeczekanie – jemy, śpimy i czytamy książki lub słuchamy podcasty.
Kiedy jednak już wejdziemy w oceaniczny stan umysłu i funkcjonowania, to prężnie działamy niemalże jak w trakcie postoju. Każde z nas ma swoje prace do wykonania – albo bosmańskie, albo po prostu komputerowe lub koncepcyjne (obrabianie zdjęć, pisanie wpisów, montowanie filmików, itp.). I czasem, nawet na jachcie, na środku Oceanu, doba bywa za krótka… albo w ogóle, cały przelot 😉
Spodobał Ci się ten tekst? Dmuchnij więc wiatr w żagle Krysi:
lub
nowa.zelandia
90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby