Dzień zaskakujących propozycji

Była godzina 0730, kiedy obudziło nas pukanie. Od razu wyskoczyliśmy ze śpiworów. Michał wyszedł pierwszy:

Masz na imię Michał? – usłyszałam znajomy głos Tima z Kapitanatu. Poznaliśmy go dwa lata temu, kiedy po raz pierwszy odwiedziliśmy Alaskę. – Pamiętasz nas? – odpowiedział uradowany Michał, a ja w tym momencie wysunęłam głowę do kokpitu.

Zła strefa czasowa… znowu

Tim przyszedł nas zameldować i przy okazji sprawdzić, czy to naprawdę my bo jacht wydał mu się znajomy. Od razu zaproponował możliwość wykonania u niego prania, na co ochoczo przystaliśmy. Od dwóch miesięcy wszystko praliśmy ręcznie, przy czym najgrubsze rzeczy odkładaliśmy już do worka z brudami do wyprania na Hawajach. Baliśmy się, że przy coraz bardziej kapryśnej pogodzie będą schły bardzo długo. Skoro teraz mieliśmy szansę je wyprać, to nawet się nie zastanawialiśmy.

Umówiliśmy się, że Tim przyjedzie po nas za półtorej godziny. I tu powtórzyła się sytuacja sprzed dwóch lat. Od słowa do słowa okazało się, że cały czas mieliśmy zły czas! Myśleliśmy że jest godzina 0730, a w rzeczywistości była 0930! Kiedy zdaliśmy sobie z tego sprawę, to zrobiło nam się strasznie głupio wobec Arthura z poprzedniej zatoki. Za każdym razem byliśmy spóźnieni na spotkania z nim o te dwie godziny! I on nie powiedział ani słowa…. Eh…

Sąsiedzi

Zaczęliśmy szybko ogarniać nasze brudy i siebie. Nagle znowu ktoś do nas zapukał. To Sarah – dziewczyna z jachtu, który stoi za nami. Wpadła się przedstawić, bo była nas ciekawa i nie chciała przegapić, jak gdzieś wyjdziemy. Zaczęło lać, więc zaprosiliśmy ją do środka.

Sarah podzieliła się z nami przydatnymi informacjami, np. że w przetwórni ryb można zrobić pranie za darmo. To podobna długa tradycja, że w ten sposób pomagają żeglarzom. Poza tym poradziła jaki internet najlepiej kupić.

Dowiedzieliśmy się też, że kilka lat temu razem z mężem przypłynęli tu z Hawajów i się zakochali w Alasce (skąd my to znamy? ;)). Teraz jacht zostawiają na Kodiak i regularnie kręcą się w tej okolicy. Sarah śpieszyła się do ich bobasa, dziewięciomiesięcznego chłopca, a my byliśmy umówieni z Timem, więc obiecaliśmy sobie pogadać jeszcze później.

Nowy dom Tima

O umówionej godzinie Tim odebrał nas z porciku i zawiózł do domu, który wynajmuje ale akurat stoi pusty (dokładnie tak jak dwa lata temu ;)). Po drodze opowiedział, że to nowy domek, pierwszy samodzielnie zaprojektowany i zbudowany. Kilka lat temu wraz z żoną kupił kilka podupadłych nieruchomości w okolicy i teraz powoli je przebudowują na mieszkania na wynajem. A że w Dutch jest na nie popyt, to interes się kręci.

Już w wejściu dało się czuć zapach nowości. Dom zrobił na nas duże wrażenie – każdy detal przemyślany, fajnie zaprojektowany. Duża, jasna kuchnia i jadalnia, przestronny salon i trzy sypialnie z garderobami. Naprawdę przytulne gniazdko 🙂 Tim zostawił nas samych, a my zabraliśmy się za pranie. Mieliśmy do niego zadzwonić z telefonu stacjonarnego, kiedy skończymy.

Chwila słabości

Nowiutka pralka i suszarka okazały się tak wielkie, że nasze dwa worki zmieściły się za jednym razem. Witamy w Stanach, gdzie wszystko jest rozmiaru XXL – śmialiśmy się z Michałem. Kiedy pranie się robiło, my zabraliśmy się za pisanie zaległych relacji z wizyty u Arthura na jego farmie owiec.

W salonie stały wygodne fotele i duży telewizor. Podkusiło mnie go włączyć pod pretekstem, żeby obejrzeć jakieś wiadomości. Niestety pośród kilkudziesięciu kanałów wiadomości nie znalazłam. Natomiast utknęłam na jakimś reality show o pływaniu luksusowym jachtem.. Ocknęłam się dopiero po godzinie i kilku upomnieniach Michała, że może nie ma co tracić czasu na kino tak niskiej klasy… Hehe, zawsze tak mam, że kiedy po długiej przerwie włączę TV, to tracę rozum a czas leci. Naprawdę cenię sobie to, że nie mamy kablówki na Krysi, bo dzięki temu zaoszczędzamy mnóstwo czasu i oglądamy naprawdę to, co chcemy a nie co się napatoczy, tak jak to dzisiejsze reality show

Gdzie ten kabel?

Pranie było gotowe po niecałych trzech godzinach. Pewnie byłoby szybciej, gdybyśmy nie wybrali programu prania rzeczy mocno zabrudzonych i podwójnego płukania. Nasze rzeczy jednak naprawdę tego potrzebowały. Czas było zadzwonić do Tima. I tu zong. Telefon nie działa!

Szybko doszliśmy do tego, że brakuje kabelka do ładowania telefonu! Pomimo przeszukania jego okolic, z nadzieję że może się gdzieś zawieruszył. Niestety przepadł na dobre. Wymyśleliśmy, że poprosimy jakiegoś sąsiada by zadzwonił do Tima (nasze komórki też tu nie działają). Niestety, w domach w okolicy nie było nikogo. Dopiero za drugim razem, Michałowi udało się kogoś złapać. Uprzejmy pan też nie miał telefonu, ale że jechał właśnie do biura to obiecał stamtąd zadzwonić. Tima oczywiście znał i numeru nie potrzebował.

Nieoczekiwane propozycje

Spokojnie czekaliśmy dalej, pisząc relacje. Jedyne co nam dokuczało to… zimno! Jako że dom był nowy, to Tim jeszcze nie ogarniał jak włączyć ogrzewanie, a my nie naciskaliśmy żeby je włączał. Na szczęście znaleźliśmy kocyk i duży ręcznik, którym się przykryliśmy. A potem mieliśmy sporo czystych ciuchów do ubrania 😉

W drodze powrotnej zaprosiliśmy Tima i jego żonę na lunch na jutro. Chcemy zrobić placki ziemniaczane i ciasto, żeby odwdzięczyć się za możliwość prania. Kiedy już prawie dojeżdżaliśmy do porciku, Tim nagle zapytał:

Macie prawo jazdy? Po czym zaoferowała nam samochód i telefon z lokalną sim kartą! Powiedział, że normalnie używają je jego pracownicy, ale teraz ich nie ma. Możemy więc spokojnie używać obu prze te kilka dni, jak jesteśmy w Duch Harbor.

Lekko nas zamurowało i początkowo nie wiedzieliśmy, co powiedzieć. Oczywiście ostatecznie skorzystaliśmy z propozycji. Tim odstawił nas na lotnisko, skąd wróciliśmy już sami naszym ogromnym jak mały busik pickupem.

Formalności wjazdowe do USA

Ważną rzeczą, jaką potrzebowaliśmy wciąż zrobić było zawiadomienie pracownika straży granicznej, że w końcu dotarliśmy do Dutch Harbor. Byliśmy w kontakcie mailowym od momentu dopłynięcia do Attu, ale trzeba było w końcu spotkać się osobiście.

George przyjechał do nas o godz 1700. Jak przy wlocie do USA, wypytał nas czy to nasz jacht, skąd mamy pieniądze na żeglowanie, gdzie płyniemy potem, itp. Musieliśmy wyjaśnić mu, dlaczego w 2020 r. aplikowaliśmy o przedłużenie wizy i jak to możliwe, że dostaliśmy odmowę (o czym nawet sami nie wiedzieliśmy). Sprawa była prosta, bo potrzebowaliśmy to zrobić z powodu COVID-19, ale zanim dostaliśmy jakąkolwiek odpowiedź to opuściliśmy USA.

Internet zbyt drogi

Przypływając do Dutch, planowaliśmy kupić lokalną kartę sim z danymi. Okazuje się jednak, że Internet jest tu wciąż szalenie drogi. Za 1G trzeba zapłacić 25USD, czyli ponad 100 PLN! 10 GB to koszt ok 600 PLN! Nasze komputery i telefony nie były podłączone do sieci od dwóch miesięcy, więc wciągną kilka giga przy pierwszym podłączeniu. Postanowiliśmy więc na razie wstrzymać się z kupnem karty.

Darmowe wifi jest w lokalnej bibliotece. Pojechaliśmy tam sprawdzić jego jakość i godziny otwarcia. Pierwsze wrażenia są pozytywne, a miejsce jest otwarte także w weekend. Jutro po wizycie Tima zaatakujemy darmowe wifi 😉

Zaproszenie od Arthura

Po godzinie 1900 w końcu usiedliśmy w mesie. To był intensywny dzień. Znowu wróciliśmy do pisania relacji z rancza. Są prawie gotowe, ale wyślemy je dopiero jutro. Prosimy więc o jeszcze chwilę cierpliwości.

Ostatnią rzeczą, jaką chcieliśmy jeszcze dzisiaj zrobić było skontaktowanie się z Arthurem. Już wczoraj próbował dzwonić do nas ze swojego telefonu satelitarnego na nasz. Po kilku próbach, w końcu usłyszeliśmy w słuchawce jego głos. Chwilę pogawędziliśmy, po czym nasz ranczer zaproponował: „A może zamiast Zatoki Kruka, przypłyniecie do mnie? Pomożecie mi ze strzyżeniem owiec, a ja Wam pokażę inne piękne miejsca na wyspie. Co Wy na to?”

Kolejna propozycja dzisiaj, która nas zamurowała. Obiecaliśmy to przemyśleć i odezwać się jutro. Dajemy sobie ten czas na analizę takiego rozwiązania, choć chyba obydwoje już wiemy, co odpowiemy…

Fakty z pokładu Crystal

Doba wyprawy po Aleutach: 72 (02.09.2022)

Suma przepłyniętych mil: 6016 Mm

Maksymalna temperatura powietrza: 9,2°C (rano pod pokładem 12,3°C)

Danie dnia: Resztki chili sin carne oraz ryż plus kanapki ze świeżą bagietką i serkiem wiejskim (rozpusta ze sklepu ;))

Sprawdź, gdzie na Pacyfiku teraz jesteśmy! Naszą aktualną pozycję znajdziesz na https://skiff.pl/pozycja/

Spodobał Ci się ten tekst? Dmuchnij więc wiatr w żagle Krysi:

Postaw nam kawę na buycoffee.to

lub