Gorzki powrót do cywilizacji

Skradziony rower w Honolulu

Powoli przyzwyczajamy się znowu do cywilizacji. W sumie jedyne, co nam teraz najbardziej przeszkadza to okropny upał na Hawajach. Totalnie nie jesteśmy przyzwyczajeni do takich wysokich temperatur (ok. 30°C). Pewnie kilka dni jeszcze potrzebuje minąć i w końcu nasze organizmy zaczną normalnie funkcjonować. Póki co, to po prostu pomiędzy godziną drugą a czwartą po południu totalnie nas odcina i zasypiamy 😉

Internetowy głód

Jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobiliśmy po zacumowaniu i ogarnięciu formalność wjazdowych na Hawaje, była wyprawa po Internet! Ponad 100 dni nie mieliśmy dostępu do szybkiego łącza, więc byliśmy… hm, no co tu obwijać w bawełnę? Byliśmy na internetowym głodzie.

Mieliśmy dobre doświadczenia z poprzednich wizyt w USA z siecią T-mobile, więc po po prostu ruszyliśmy do ich salonu. Zakupiliśmy dwie karty SIM i to w całkiem dobrej promocji – 50USD za 50GB dla pierwszej linii, a druga za 30 USD. Obie miały mieć możliwość dzielenia się Internetem, czyli robienia hot spot, o prędkości 3G.

5G ponad wszystko

Niestety, po kilku godzinach okazało się, że telefon Michała rozłącza się, po czym totalnie przestał odbierać sygnał sieci. Mój iPhone działał ok. Skracając całą historię – następnego dnia znowu poszliśmy do salonu (w którym czeka się min godzinę!). Dowiedzieliśmy się, że jakoś rok temu w ramach dostosowywania sieci do 5G, wymieniono wiele nadajników, które współpracowały z zagranicznymi telefonami! Efekt jest taki, że amerykańskie karty SIM w nich nie działają. Oczywiście nie ma zwrotu pieniędzy za kartę, która nie działa. Słabo, prawda?

Walczyć z tym nie mogliśmy, ale mocno się sfrustrowaliśmy. Tym bardziej, że w międzyczasie odkryliśmy też, że Internet z hot spot, czyli taki jakie dostają nasze komputery z naszych komórek jest bardzo wolny. Obok 3G to on nawet nie stał… Ostatecznie kupiliśmy mały, ale dosyć drogi router mobilny i nową kartę SIM z samymi danymi…

Gdzie jest mój rower?

Ale wiesz, co jest w tym najgorsze?! To, że kiedy pojechaliśmy wyjaśniać sytuację z niedziałającym Internetem, to spod centrum handlowego ukradziono nam rower! Poważnie… :/

O przejażdżce rowerami marzyliśmy już od tygodni, bo naprawdę w trakcie wyprawy brakowało nam ruchu. Wsiedliśmy więc na nasze rumaki, popędziliśmy do centrum handlowego, grzecznie przypięliśmy przy stojaku rowerowym metalową linką… a kiedy wróciliśmy, to ich nie było!

„Na szczęście” okazało się, że złodziej ukradł tylko jeden rower. Drugi został przygarnięty przez Pana z ochrony centrum, który zauważył brak naszego rumaka. Czekał potem na miejscu, aż złodziej wróci po ten drugi. Ale w międzyczasie wróciliśmy my. Po naszej reakcji od razu poznał, że jesteśmy właścicielami i wyjaśnił nam, co się stało. Ktoś przeciął linkę i po prostu sobie wziął nasz rower…

Słabo to widzimy…

Zgłosiliśmy kradzież na policję. Sympatyczni funkcjonariusze szybko się zjawili i zajęli naszą sprawą. Jednak między słowami powiedzieli nam, że raczej są nikłe szanse na odzyskanie roweru. W Honolulu jest wiele osób w kryzysie bezdomności, które „lubią rowery”. Nasz rower nie jest zarejestrowany w USA, więc nie ma jak za bardzo udowodnić, że był nasz, nawet jeśli go znajdą. Fakt, że mamy za niego rachunek pomaga, ale jednak nie jest podstawą żeby policja zabrała komuś nasz rower i oskarżyła o kradzież. A na mój pomysł, żeby po prostu podejść do osoby z moim rowerem, jeśli ją spotkam, Pan Policjant się zaśmiał. Po czym wyjaśnił, że osoby bezdomne często są agresywne, a nawet uzbrojone w noże…

Tak więc, nie minęła doba naszego powrotu do cywilizacji, a już ukradziono nam rower i straciliśmy kilkadziesiąt dolarów na Internet, który nie działa… Witam z powrotem w cywilizacji… Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości, dlaczego tak lubimy miejsca z dala od niej?

Spodobał Ci się ten tekst? Dmuchnij więc wiatr w żagle Krysi:

Postaw nam kawę na buycoffee.to

lub