Irlandzkie Mohery i o tym, jak dotarliśmy do Szkocji

Klify Moheru to jedna z większych atrakcji turystycznych Irlandii. Za pierwszym podejściem, kiedy płynęliśmy w stronę Galway mijaliśmy je wcześnie rano ze światłem prosto w obiektyw. Za drugim podejściem pod klifami zameldowaliśmy się niedługo przed zachodem z idealnym światłem. Pogoda była łaskawa i widoczki faktycznie były wspaniałe. Dodatkową atrakcją były ogromne delfiny, które towarzyszyły nam przez większość czasu. Po zrobieniu niezliczonej ilości zdjęć stanęliśmy na bojce na Wyspach Aran, a konkretnie na największej Inishmore.

Położone 20 Mm od Galway trzy wyspy niczym strażnicy strzegą wejścia do zatoki i są ogromną atrakcją turystyczną. Podczas naszego jednodniowego postoju pogoda była obłędna. 26 stopni i bezchmurne niebo nie zdarza się w Irlandii często. Nic dziwnego więc, że wysepka aż roiła się od spragnionych słońca Irlandczyków.

Cała wyspa ma dookoła 40 km. Bardzo popularne są tu rowery. Nasza załoga podzieliła się na podgrupy, które cały dzień szwędały się po pieknej okolicy. Ja zostałem w porcie i latałem trochę dronem. Moja nowa zabaweczka kręci obłędne filmy, jednak latanie przy wietrznej pogodzie ciągle jeszcze powoduje u mnie pewną nerwowość. Już niedługo pochwalę tymi ujęciami 😉

Hebrydy Zewnętrzne

Wieczorem opuściliśmy wyspę i rozpoczęliśmy żeglugę na północ. Muszę tu wtrącić, że prognozy pogody zmieniają się w Irlandii jak w kalejdoskopie i ciężko coś zaplanować na więcej niż dobę do przodu i często plany są modyfikowane na bieżąco. Ostatecznie zdecydowałem, że opuszczamy Irlandię  i popłynęliśmy bezpośrednio do Szkocji. A konkretnie na wyspę Skye. Przelot zajął nam 2,5 doby żeglugi w bardzo zmiennych warunkach przy wietrze od zera do 30 węzłów. Po raz pierwszy żeglowałem przy takim wietrze z pontonem zawieszonym na rufie i muszę się pochwalić że nowe mocowanie sprawdziło się w 100% 😉

Na wyspie Skye stanęliśmy na bojce w Stolicy wyspy – Portree. Jest to maleńkie i bardzo urocze miasteczko, które jako spora atrakcja turystyczna Szkocji aż roi się od turystów. Drugiego dnia część załogi wypożyczyła samochód, a ja z Jurkiem i Piotrem spędziliśmy leniwy dzień na jachcie. Zrobiliśmy małe zakupy, zatankowaliśmy wodę i jak tylko nasi wycieczkowcy wrócili na jacht oddaliśmy cumy. Kolejnym przystankiem było Stornoway – stolica Hebrydów Zewnętrznych. Niestety całe 50 mM nie wiało kompletnie nic i płynęliśmy na silniku. Ponieważ dostać się tu jest trochę trudniej niż na Skye to miasteczko ma zupełnie inny klimat. Turystów jest tu dużo mniej. Dominującą gałęzią przemysłu jest tu rybołówstwo i ilość kutrów jest naprawdę imponująca. Ale co najważniejsze w Stornoway jest wspaniała marina oferująca prysznice, prąd, wodę i pralnię, czyli wszystkie luksusy o jakich strudzony żeglarz może marzyć 😉 Już od ponad 2 tygodni nie stałem w normalnej marinie, więc tym bardziej takie rzeczy cieszą.

Gdzie płyniemy dalej?

Plan jest taki, że postoimy tu do wieczora i na noc wychodzimy w morze w stronę Orkadów i osławionego przesmyku Petland Firth, gdzie prądy potrafią gnać z prędkością do 16 węzłów, co chyba bardziej przypomina górski wzburzony potok. Prognozy mamy dobre i powinniśmy się tam znaleźć w odpowiednim czasie, kiedy to prąd nas wessie na Morzy Północne.

Kolejny przystanek to stolica Orkadów – Kirkwall. Napiszę stamtąd jak nam poszło w osławionym Petland Firth.

A tymczasem pozdrowienia z deszczowego Stornoway.

Michał z Załogą