“Krótki” spacerek na Fort Schwatka
Mało osób wie, że podczas drugiej wojny światowej na Aleutach odbywały się dość poważne operacje wojenne i Amerykanie tłukli się z Japończykami na całego. Te działania historycy nazwali później „zapomnianą wojną”.
Na końcu wysepki Amaknak znajduje się góra Mt Ballyhoo. W czasie II wojny światowej Amerykanie zbudowali na i w niej ogromny system fortyfikacji do obrony przed Japończykami. To ponad 100 betonowych punktów obserwacyjnych i tuneli zaprojektowanych tak, aby przetrwać trzęsienia ziemi i lokalne zimowe huragany. Fortyfikacje położone są koło 300 metrów nad poziomem morza i amerykanie chwalą się, że to najwyżej położony system obronny w Stanach. Chociaż 300 metrów nie wydaje się jakoś strasznie wysoko…
Do fortu można dojść na piechotę. Na starcie nie sprawdziliśmy jak to daleko i po prostu szliśmy. Po drodze do góry, mija się pocztę, muzeum, wielki supermarket, bar Amelia (znany z „Poławiaczy krabów”), lotnisko oraz basen portowy przeznaczony dla dużych statków. Na lotnisku był nawet spory ruch. Co średnio godzinę startowały lub lądowały małe samoloty turbośmigłowe.
Niczym w malinowym chruśniaku
Za portem droga zaczyna się piąć powoli w górę. Rośnie przy niej niezliczona ilość krzaków z malinami. Jest ich naprawdę dużo. Pewnie w kwadrans zapełniliśmy wszystkie pudełka i torebki, jakie zabraliśmy ze sobą w tym celu. Godzinka pod górkę i dotarliśmy do fortyfikacji. Im wyżej byliśmy, tym piękniej prezentowało się Dutch Harbor widziane z góry. Po drodze, na starym słupie pięknie zaprezentował nam się orzeł. Zupełnie jakby pozował do zdjęć.
Pozostałości fortyfikacji
Z fortyfikacji zostały już tylko betonowe, podziemne bunkry. Biorąc pod uwagę fakt, że zostały zbudowane dobrze ponad siedemdziesiąt lat temu, to są w naprawdę niezłym stanie. A co najciekawsze, to można do nich wejść, bo nie są one w żaden sposób zabezpieczone. Ja jednak naoglądałem się za dużo horrorów i nie pchałem się za głęboko.
Wszędzie wala się też sporo pordzewiałego żelastwa, czasem gdzieś jakieś pozostałości beczek. To widok, do którego można przywyknąć na dalekiej północy. Oprócz schronów w niezłym stanie są betonowe podstawy pod ruchome działa, które strzegły wejścia do zatoki.
Autostopowy wybawca
Pokręciliśmy się trochę podziwiając piękne widoki i trzeba było powoli wracać. W drodze powrotnej chcieliśmy jeszcze zajść do supermarketu, który zamykali o godz. 21 i ta godziny stawała się powoli zagrożona. Mimo szybkiego tempa w dół nasze szanse na zdążenie do sklepu były zerowe. Liczyliśmy na podwózkę stopem i na szczęście się nie przeliczyliśmy. Zatrzymał się już drugi samochód i sympatyczny pan podrzuciła nas pod same drzwi supermarketu 10 minut przed zamknięciem 😉
No to sobie zrobiliśmy „krótki” spacerek. Wyszliśmy z jachtu ok godz. 14 z zamiarem rozejrzenia się po najbliższej okolicy, a wróciliśmy o 21.30 zziajani na całego po przejściu 15 kilometrów. Za to podczas wcześniejszych trzech tygodni naszego rejsu morskiego nie mieliśmy za dużo okazji do pochodzenia, więc takie rozruszanie kości na pewno wyjdzie nam na zdrowie. Kolejnego dnia mieliśmy zaplanowane zwiedzanie Muzeum Aleutów.
[wiadomość z pokładu SV Crystal wysłana via komunikator satelitarny Iridium GO!]