Lato na Kiska

Rano przywitało nas słońce i prawie bezchmurne niebo. Idealny dzień na wycieczkę.

Przed wyjściem, przy śniadaniu jak zwykle oglądaliśmy prognozy pogody i zdecydowaliśmy płynąć dalej, jak tylko wrócimy ze spaceru. Wszystko po to, żeby na spokojnie dopłynąć do następnej wyspy zanim warunki zrobią się mniej korzystne.

Dziwny obiekt na plaży

Trzeba przyznać, że na Kiska są naprawdę piękne piaszczyste plaże. Praktycznie nie ma kamieni, tylko fajny czarny piaseczek. Zakotwiczyliśmy ponton i powoli ruszyliśmy w stronę zrujnowanego pomostu. Przez cienką warstwę chmur przebijało słońce i na czarnej plaży zrobiło się naprawdę gorąco. Przynajmniej jak na nasze kilka warstw ubrań.

Już z daleka wypatrzyłem na piachu blisko wody jasny kształt. Były trzy opcje co to może być:
1. Kawał drewna – na aleuckich plażach jest mnóstwo drewna, które przydryfowało z daleka.
2. Martwa foka – kształt przypominał fokę, ale zupełnie się nie ruszał.
3. Żywa foka.

Na szczęście dla nas (i dla foki) prawdziwa okazała się bramka numer trzy! Foczka, po prostu wygrzewała się na piasku i praktycznie nie ruszała się. Spokojnie zaczęliśmy się do niej zbliżać, żeby zrobić jej zdjęcie. Nie często ma się przyjemność oglądać takie okrągłe, futrzane ciałko poza wodą!

W odległości około stu metrów, foka zaczęła regularnie na nas zerkać. To był dla nas znak, że zaczyna się stresować naszą obecnością. Zatrzymaliśmy się na jakiś czas. Kiedy przyzwyczaiła się do naszej obecności, podeszliśmy trochę bliżej. Nie chcieliśmy jej straszyć i przerywać sjesty, więc ostatecznie usiedliśmy pięćdziesiąt metrów dalej i bacznie przyglądaliśmy się naszej koleżance. I tak sobie fajnie siedzieliśmy pewnie ze dwadzieścia minut, przy okazji nagrywając mnóstwo bardzo ciekawych ujęć z leżącą foczką.

W poszukiwaniu powojennych pozostałości

Przed przypłynięciem na Kiskę, czytaliśmy wspomnienia załogi innego jachtu – Fine Tolerance. Opisywali oni, że wszędzie walały się tu wielkie łuski i amunicja. Tak było w roku 2003. Teraz jednak wygląda na to, że Amerykanie trochę tu posprzątali od tamtego czasu.

Gdzieniegdzie leżały większe skupiska rdzewiejącego złomu, ale widać było że było to pozbierane i rzucone na kupę. W wielu miejscach ziemia była świeżo wyrównana jakby spychaczem. Mimo wszystko przy plaży stała tablica przypominająca, że znajdują się tu pociski, bomby i granaty, które mogą wybuchnąć jak się zaczniemy nimi bawić.

Bardzo ciekawa była kilkusetmetrowa drewniana droga prowadząca do pomostu. Początkowo myślałem, że to jakiś mini pas startowy. To była jednak mocno naciągana teoria. Wszystko wyjaśniło się, jak dotarliśmy do trzech tablic informacyjnych. Okazało się, że tą drogą Japończycy transportowali małe dwuosobowe łodzie podwodne oraz hydroplany.

Blizny po wojnie

Kiedy wdrapaliśmy się na jedno ze wzgórz otaczających zatokę, odkryliśmy kilka pordzewiałych działek przeciwlotniczych oraz mnóstwo pozostałości po drewnianych budowlach. W trakcie II Wojny Światowej, przez rok stacjonowało tu pięć tysięcy Japończyków, więc gdzieś musieli mieszkać…

To co zwróciło naszą uwagę, to fakt, że wyspa jest podziurawiona jak szwajcarski ser. Jest to mieszanka lejów po bombach, umocnieniach i pewnie trzęsieniach ziemi. Podczas wojny amerykanie zrzucili tu ponad trzy tysiące ton bomb, chcąc wykurzyć stąd wroga!

Japońska niespodzianka

Pod koniec maja 1943 roku, Amerykanie w sile 11 tys. żołnierzy odbili wyspę Attu. Była to wyjątkowo krwawa batalia, w której ponad cztery razy mniejsze siły japońskie przez dwa tygodnie stawiały zażarty opór. Praktycznie wszyscy Japończycy zginęli.

Następna w kolejności do odbicia była Kiska. Operacja została nazwana „Kiska Blitz”. Dnia 15-go sierpnia na Kiskę przybyło 35 tys. Aliantów (Amerykanie i Kanadyjczycy). Jak wielkie było ich zdziwienie, gdy zastali pustą wyspę. Japończycy po prostu zniknęli. Po porażce na Attu wykorzystali kilka dni silnej mgły i niepostrzeżenie wymknęli się z wyspy. Parafrazując cytat z Kilera „5000 chłopa poszło. Jak to było zorganizowane. Autobusy podstawili, czy co?”. Na całe szczęście, bo dzięki temu nie doszło do kolejnej jatki.

Ruszamy dalej

Kiedy wracaliśmy na jacht po godz. 17, „nasza” foczka dalej wylegiwała się na plaży.

Zjedliśmy obiad i zgodnie z planem podnieśliśmy kotwicę. Następny przystanek na oddalonej o 180 Mm wsypie Tanaga. Mamy nadzieję wygrzać się tam w gorących źródełkach. Czeka nas bardzo spokojna i raczej powolna żegluga. Oby morze było tak płaskie jak zapowiadają!

Michał

Fakty z pokładu Crystal

Doba żeglugi ku Aleutom: 44. (05.08.2022)

Suma przepłyniętych mil: 5157 Mm

Maksymalna temperatura powietrza: 13,5°C (pod pokładem 16,3°C)

Danie dnia: Curry warzywne z ryżem – ostatni akt 😉 oraz świeżo upieczony chlebek na śniadanie i kolację

Sprawdź, gdzie na Pacyfiku teraz jesteśmy! Naszą aktualną pozycję znajdziesz na https://skiff.pl/pozycja/

Spodobał Ci się ten tekst? Dmuchnij więc wiatr w żagle Krysi:

Postaw nam kawę na buycoffee.to

lub