Próbki złota w Zatoce Baralof
W piątek wreszcie pogoda zrobiła się ładna i mogliśmy zrobić desant na brzeg oraz przejść się trochę po okolicznych krzaczorach. Z jachtu przez lornetkę widzieliśmy na brzegu jakieś dwa kontenery, pozostałości po szklarniach i inne bardzo zachęcająco wyglądające śmieci. Dodatkowo było tam sporo krzaków z jagodami i malinami, co od razu przykuło uwagę Oli.
Na drugim brzegu stała zaś stara przetwórnia z dwoma wrakami zacumowanymi tam na stałe. W nocy paliło się tam światło, więc najwidoczniej ktoś jej doglądał. Czasami było też słychać szczekania psa, co potwierdzało naszą teorię.
Na końcu zatoki natomiast wpadała do niej rzeczka. A jak wiadomo rzeczka na Alasce to szansa na łososie. Wypad na łowienie był więc kwestią czasu.
Desant na ląd
Kilka godzin popracowaliśmy na jachcie pisząc relacje i przeglądając zdjęcia, aż w końcu Ola zdecydowała że szkoda dnia i czas się ruszyć na ląd. Zwodowaliśmy ponton i popłynęliśmy najpierw na plaże, która znajdowała się przed naszym dziobem. To tam też było ujście rzeczki.
Chwilę pospacerowaliśmy, weszliśmy na niewielki pagórek, skąd naszym oczom ukazał się zapierający dech w piersiach widok doliny, ukrytej między szczytami. Przebiegające po niebie chmurki oraz co chwile wyskakujące słońce sprawiały, że widok był niemal hipnotyzujący. Alaska naprawdę jest piękna.
Opuszczone obozowisko
Kiedy nacieszyliśmy oczy, to przemieściliśmy się do innej części zatoki, gdzie w krzakach było trochę śmieciowych pozostałości z działalności człowieka. Wyglądało to jak jakieś porzucone obozowisko: sporo beczek po paliwie i dwa pordzewiałe kontenery. Rozbawiło nas trochę, że jeden z kontenerów był zielony z napisem „evergreen”. W tym bezkresie zieleni pasowało to idealnie.
Drugim śmiesznym znaleziskiem był widlak na gąsienicach z wielką naklejką „united rentals”. Ciekawe kiedy został „wypożyczony” 😉
Tajemnicze drewniane skrzyneczki
Zdecydowanie najciekawsze znalezisko leżało kawałek dalej. Było to jakieś 25×25 metrów drewnianych skrzyń. Część z nich była otwarta, a w środku znajdowały się jakby warstwowo ułożone warstwy drewnianych szufladek z opisanymi próbkami skał.
Kilka godzin marszu od tego miejsca znajduje się nieczynna kopalnia złota, więc podejrzewamy, że są to własnie próbki zebrane na jej potrzeby. Swoją drogą ciekawe czemu utknęły tu w tych krzakach…
Kiedy już wracaliśmy na plażę do pontonu przechodziliśmy obok gęstych krzaków, z których nagle ni stąd ni zowąd coś nas nieźle obwarczało. Ja to prawie ataku serca dostałem. Ponieważ na wyspie nie ma misiów, to podejrzewamy wkurzonego liska 😉