Rejs po Scoresby Sund (Grenlandia, cz. 2)

Po środku Scoresby Sund leży ogromna wyspa Milne Land. Jej obwód to ponad 170 mil (ok. 300 km), bez wpływania w kończące się lodowcami odnogi. Wyspę obok głównej nitki Scoresby Sund opływają fiordy Fonfjord, Roedefjord i Oefjord. Z nich z kolei odchodzą Vestfjord, Harefjord oraz Rypefjord, do których spływają lodowe rzeki.

Dokładna eksploracja tych wszystkich fiordów była moim celem na najbliższy tydzień. Na całe szczęście mieliśmy sporo czasu i mogliśmy sobie pozwolić na spokojną eksplorację wszystkich napotkanych cudów. Nie mieliśmy gwarancji, że lód nie zamknie nam przejścia i nie trzeba będzie zawracać. Nie pozostawało nic innego jak po prostu spróbować.

Po nocy spędzonej na wyspie Denmark, która leży na wejściu do Fonfjordu podnieśliśmy kotwicę i daliśmy nura w głąb fiordu. Początkowo wiało dość mocno w dzób, jednak po paru godzinach wiatr zaczął słabnąć i znacznie przyspieszyliśmy. Lód pływał dookoła, jednak nie było go aż tyle żeby nas spowalniać.

Stacja naukowa badające narwale

Na końcu Fonfjordu jest kotwicowisko Ankervig, gdzie w miesiącach letnich znajduje się międzynarodowa stacja naukowa badająca populację narwali. Wspominają o nich w locji. Po przeczytaniu tych informacji, wyobrażaliśmy sobie jakąś pojedynczą chatkę. Kiedy więc z zza zakrętu wyłoniło nam się kilkanaście małych chatek i namiotów, byliśmy trochę zaskoczeni. Pisząc „chatka” mam na myśli małą budkę z drewna, wielkością i standardem przypominającą te uboższe, spotykane u nas na pracowniczych ogródkach działkowych.

Początkowo chciałem rzucić kotwicę na przeciwko bazy, jednak przy samym brzegu było za głęboko. To był zresztą stały problem na Grenlandii, że przy samym brzegu głębokości z 30 metrów bardzo gwałtownie malały do zera uniemożliwiając tym samym bezpieczne kotwiczenie.

W końcu udało mi się znaleźć odpowiednią głębokość i zakotwiczyliśmy 300 metrów za stacją, w najbliższym sąsiedztwie małej góry lodowej, która osiadła na dnie. Od razu zwodowaliśmy ponton i popłynęliśmy sprawdzić co na stacji słychać.

Już z jachtu widzieliśmy, że ludzie na brzegu dzielą się na miejscowych Grenlandczyków oraz białych. Kiedy byliśmy już na brzegu skierowaliśmy się najpierw do najbardziej okazałej chatki, która wyglądała na centrum dowodzenia. Początkowo naukowcy niespecjalnie byli nami zainteresowani, jednak w końcu ktoś do nas wyszedł.

Dowiedzieliśmy się, że co roku w lipcu i sierpniu zjeżdżają się tu naukowcy z różnych stron świata i obserwują narwale. Przywożą ich tu i odbierają samolotem, który ląduje na prowizorycznym pasie na łące. Grenlandczycy byli natomiast wynajęci do pomocy. Już za parę dni mieli zamykać obozowisko. I do następnego roku.

Okolica była przepiękna, a Crystal dumnie prezentowała się na tle góry lodowej. Pochodziliśmy trochę po pobliskim płaskowyżu i wróciliśmy na kolację. Dłuższe spacery przełożyliśmy na ranek następnego dnia. Idąc na jacht po lewej stronie mieliśmy góry przykryte śnieżną czapą, a na prawo rozpościerał się widok na zatkany lodem fiord – nasz jutrzejszy cel.

Rejs slalomem pomiędzy lodem

  • Załoga na 5! Marcin, Jacek, Marian, Mietek, Grzesiek, Marzenka, Andrzej
  • Zatoka Jyttes Havn

Nazajutrz podzieliliśmy się na 2 grupy. Część ekstremalna w postaci Grześka i Marcina poszła zdobywać najwyższy szczyt, a mniej ekstremalna reszta zadowoliła się spacerami po płaskowyżu. Dodam, że pogoda była do znudzenia przepiękna.

Marcin tak się zapędził na szczyt, że w dalszą drogę ruszyliśmy dopiero koło 16. Rozpościerający się przed nami Roedefjordwyglądał początkowo na zupełnie zatkany lodem. Jednak kiedy dystans do lodu zmalał okazało się, że przy minimalnej prędkości da się posuwać w zadanym kierunku.

Przez 4 bite godziny za sterem tkwił Marian i tropem „trzeźwego” węża powolutku lawirował między lodem. Pokonanie pierwszych 12 mil zajęło nam 4 godziny i trochę bałem się, że w tych lodach złapie nas zupełna ciemność. Na szczęście potem lód się rozrzedził i mogliśmy zwiększyć prędkość do 5 węzłów. Kiedy rzucaliśmy kotwicę w małej zatoczce na końcu Harenfjordu była 2 nad ranem i prawie całkiem ciemno.

Następnego dnia podczas krótkiego spaceru załodze udało się wypatrzeć na brzegu woły piżmowe. Mimo, że to bardzo masywne zwierzęta, to jednak są bardzo płochliwe i szybko dały nogę. Ten dzień dość mocno przypominał poprzedni, więc nie będę się tu za bardzo rozpisywał. Znowu cudne widoki i slalom pomiędzy lodem.

Wisienką na torcie było przepiękne podejście, a następnie sesja zdjęciowa przy lodowcu Eielson, który leży na końcu Rypefjordu. To było coś wspaniałego, kiedy po idealnie gładkiej tafli sunęliśmy w stronę rosnącej lodowej ściany, która obok górskich szczytów odbijała się przed naszym dziobem. Sesja zdjęciowa 200 metrów od czoła lodowca oświetlonego ciepłym światłem zachodzącego słońca była również niezapomnianym przeżyciem.

Arktyczna wichura

Do opłynięcia wyspy Milne Land zostało nam już tylko przepłyniecie 50 mil przez Oefjord. Po wygrzebaniu się z Rypefjordu nic nie wskazywało na to, że będzie to tak emocjonujacy dzień. Dookoła pływało dużo łatwych do ominięcia gór lodowych. Drobnego lodu było jak na lekarstwo i mogliśmy płynąć z dobrą prędkością.

Zaczęło wiać od rufy i siła wiatru systematycznie rosła. Z rozmysłem nie rozwinąłem żagli, aby nic nie zasłaniało nam widoku i żebyśmy przypadkiem w coś nie palnęli. Po paru godzinach wiało już powyżej 30 węzłów i stanąłem za sterem.

Wszędzie dookoła załamywały się małe falki, które wyglądały identycznie jak małe kawałki lodu. Wiatr w końcu osiągnął siłę 40 węzłów, a my z prędkością 8 węzłów lawirowaliśmy pomiędzy pędzącymi kawałkami lodu. Trzy osoby cały czas wypatrywały oczy w poszukiwaniu ukrytych niebezpieczeństw.

Otaczający nas krajobraz był iście epicki, bo razem z nami gnały góry lodowe wielkości supermarketów. Oczywiście świeciło słońce. Po kilku godzinach takiej upajającej jazdy wyskoczyliśmy z fiordu i nagle wichura ucichła. Minęliśmy trzy przeogromne góry lodowe strzegące wejścia do naszej zatoki i niecałą godzinę później staliśmy już zakotwiczeni w przepięknej zatoczce Jyttes Havn.

Widoki na zacumowany jacht w zatoczce z monstrualnymi bryłami lodu w tle były przepiękne. Do tego było wiadomo już na pewno, że po wydostaniu się z wąskich i zalodzonych fiordów opłynięcie wyspy zostanie zrealizowane.

Kolejne podejście do Ittoqqortoormiit

Naszym kolejnym celem było dotarcie do osady Ittoqqortoormiit, która tak skutecznie odgrodziła się lodem tydzień wcześniej. Mieliśmy do niej co prawda aż 90 mil, jednak ze względu na żeglugę po szerokich (ponad 20 mil szerokości) i w większości wolnych od drobnego lodu wodach zaplanowałem ten przeskok na jeden raz.

Około 23 od wioski dzieliło nas zaledwie 10 mil jednak lód dookoła nas zaczął się powoli zacieśniać. Do tego światło było coraz gorsze i musiałem trochę zwolnić. Ale i tak nie było najgorzej. Po kolejnych trzech godzinach lawirowania rzucaliśmy kotwicę. Kolejny cel został osiągnięty.

Dotarliśmy do najdalej na północ wysuniętej osady na wschodzie Grenlandii – niedostępnego Ittoqqortoormiit. O ogromie Scoresby Sund niech świadczy fakt, że po fiordach w ciągu tygodnia zrobiliśmy prawie 400 mil, a i tak nie zajrzeliśmy w każdą dziurę. Może następnym razem…

 

Sprawdź bieżącą pozycję Crystal! Dołącz do naszej załogi!

Śledź nas na Facebook!

  • Własnoręcznie pieczony chlebek
  • Marzenka i Andrzej - Wirtuozi Kambuza :D
  • Wół piżmowy
  • Pan Kapitan ćwiczy zdjęcia Go Pro ;)
  • Zatoka Jyttes Havn
  • Jacht i góra lodowa
  • Crystal na tle góry lodowej