San Francisco tuż za rogiem
Warunki żeglugi zmieniają się nam jak w kalejdoskopie. Dwa dni temu wiatr siadł na tyle, że musieliśmy trochę wspomóc się silnikiem. Przy płaskim oceanie pewnie byśmy dali radę sunąć koło dwóch węzłów prędkości, ale półtorametrowa martwa fala powodowała, że żagle strzelały przy kiwnięciach jak szalone.
Pierwsze delfiny
Pierwsze delfiny
I kiedy tak pocinaliśmy sobie na silniku przez te fale, pojawiły się delfiny! To pierwsze delfiny, jakie spotkaliśmy od czasów żeglugi na Alaskę. Na alaskańskich wodach widzieliśmy “tylko” wieloryby, orki i morświny.
Delfiny bardzo się nami zainteresowały i całe stadko towarzyszyło nam w żegludze przez około godzinę, wdzięcznie skacząc przy dziobie.
Wreszcie przyspieszamy
Wreszcie przyspieszamy
We wtorek wreszcie dopłynęliśmy do wiatru, który powoli wzmagał się przez cały dzień. Wieczorem i całą noc wiała już regularna szóstka z północy, ze szkwałami powyżej 30 węzłów. Ocean nieźle się rozhulał, a jednej załamującej się fali udało się wypełnić kokpit po brzegi. Całkiem nieźle nas wybujało, ale przynajmniej mieliśmy fajną i szybką żeglugę w dół. A wszystko przy słońcu i temperaturze powyżej 15 stopni!
Okrężna droga do celu
Okrężna droga do celu
Kiedy spojrzy się na naszego trackera można by zadać pytanie, dlaczego właściwie nie skręcamy na San Francisco, tylko wciąż żeglujemy na południe w dużej odległości od brzegu?
Po prostu na wschód od nas rozbudowuje się szeroki pas cisz, a że staramy się płynąć na żaglach kiedy tylko się da, to wybraliśmy trochę okrężną trasę. Skręcimy na cel jutro koło południa, kiedy sytuacja zacznie się poprawiać.
W tym momencie do San Francisko mamy już tylko 250 mil i biorąc pod uwagę prognozy, pod mostem Golden Gate powinniśmy przepływać w sobotę rano. Nie możemy się już doczekać!
[wiadomość z pokładu SV Crystal wysłana via komunikator satelitarny Iridium GO!]