Wystartowaliśmy! I co teraz?
Pierwszy etap naszej ponad 6-letniej wyprawy zaczęliśmy 7-go kwietnia 2018 roku w Lizbonie. Tak jak w przypadku poprzedniego rejsu dookoła świata, jest ona naszym punktem startowym i metą.
Przypomnijmy, że naszym ambitnym celem jakim postawiliśmy sobie na ten rok jest przepłynięcie Przejścia Północno Zachodniego, które otwiera się lub nie na 2-3 tygodnie w sierpniu. W związku z tym cały terminarz mamy pomyślany tak, żeby na koniec lipca być w blokach startowych w Disko Bay w zachodniej Grenlandii. Na sam szczyt lata mamy być w Arktyce.
Oznacza to, że długą drogę na północ musimy pokonać na wiosnę i wczesnym latem. W praktyce to mniej więcej tyle, że wszędzie po drodze będziemy pogodowo ciut za wcześnie narażając się na większe prawdopodobieństwo sztormowej pogody.
Trasa morska podwyższonego ryzyka
W związku z tym cała nasza trasa aż do Grenlandii jest trasą podwyższonego ryzyka. Nie dość, że akweny trudne i kapryśne to jeszcze w nie do końca odpowiednim czasie. Zresztą ten sam problem będziemy mieli już po szczęśliwym przepłynięciu Przejścia. Tak jak tu musimy się zmierzyć z wiosennym Północnym Atlantykiem, tak tam przyjdzie nam stawić czoło jesiennej, dalekiej Alasce. Mówiąc w skrócie, na najbliższe 8 miesięcy pakujemy się na własne życzenie w tarapaty…
A wszystko to po to, aby dotrzeć w dzikie i trudno dostępne miejsca daleko od cywilizacji, rozkoszować się gigantycznymi górami lodowymi Grenlandii i pustkowiami północnej Kanady i Alaski. Wszystko to również po to, aby poznać ludzi na tym krańcu świata i posłuchać ich historii, jakże na pewno odmiennych do naszych utartych scenariuszy.
Żeby tam dotrzeć i tego wszystkiego doświadczyć będziemy musieli się skoncentrować i o to zawalczyć z kaprysami natury. Przez to bodźce, jakich doświadczymy, będą na pewno bardziej autentyczne i intensywne. Będziemy się starali jak najdokładniej wszystko relacjonować, tak żebyście i Wy mieli z tego coś ciekawego.
Pięć etapów drogi do Grenlandii
Naszą drogę do Grenlandii pogodowo można podzielić w dużym uproszczeniu na 5 etapów.
- Pierwszy i najkrótszy to odcinek Lizbona – La Coruna, gdzie statystycznie wieje głównie z północy, czyli dla nas dokładnie w dziób. Tu akurat wczesna wiosenna pora jest naszym sprzymierzeńcem, bo w tym czasie częściej możemy liczyć na niżową pogodę, która oprócz nieprzyjemnego deszczu przynosi sprzyjające wiatry z południa. Po opuszczeniu Galicji wiatr powinien być statystycznie bardziej zachodni.
- Na 500 milowym odcinku do Irlandii największym niebezpieczeństwem będzie bliskie spotkanie z głębokim niżem, a co za tym idzie z silnym sztormem.
- Na odcinku z Galway przez Szkocję na Wyspy Owcze wiatr powoli powinien odkręcać w kierunku południowym. Szansa napotkania sztormu nadal będzie wysoka, jednak poszarpana linia brzegowa Irlandii i Szkocji oferuje możliwość bezpiecznego schronienia i przeczekania złej pogody.
- Przeskok z Wysp Owczych na Islandię, gdzie prawdopodobieństwo sztormu jest zawsze wysokie jednak w przeważającej mierze z kierunków wschodnich.
- No i na koniec chyba najtrudniejszy fragment. Ponad 600 mil z Reykjaviku do południowej Grenlandii. Tu oprócz sztormowej pogody dochodzi jeszcze niebezpieczeństwo spotkania lodu, którego w czerwcu może być jeszcze całkiem sporo. Jeśli sytuacja lodowa pozwoli wejdziemy w gigantyczny system fiordów Prins Christian Sund i po przecięciu południowej Grenlandii wyskoczymy już po zachodniej stronie.
To tyle statystyki. Jak będzie na prawdę w czasie naszej żeglugi przekonamy się już niebawem na własnej skórze.
Trzymajcie mocno za nas kciuki!
Pozdrawiamy serdecznie z Crystal!
Michał i Ola