Szybki przelot na Jan Mayen

Jesteśmy na Jan Mayen!!! Wczoraj zakotwiczyliśmy w zatoce Baatvika obok stacji radiowej, którą obsługuje 20 osób. To jedyni mieszkańcy wyspy. Na zdjęciach wulkan Beerenberg (2277 m. n. p. m.), który przy wspaniałej widoczności wczoraj widzieliśmy już z odległości 80 mil (ok. 150 km)!

Ostatnią dobę pogoda dała nam trochę w kość, ale generalnie cały przelot dość udany. Było zimno (do 2 stopni), mokro, wietrznie (do 35 węzłów), wyboiście ale co najważniejsze bardzo SZYBKO i wszystko na żaglach (co w rejonach arktycznych nie jest takie oczywiste). 

Przelot Barentsburg – Jan Mayen w telegraficznym skrócie

Z rosyjskiego Barentsburga na Jan Mayen mieliśmy około 550 mil po wodach Morza Norweskiego i Morza Grenlandzkiego.

Ostatniego dnia wzięliśmy tyle z luksusów cywilizacji ile się dało. Większość z nas dwie godziny wygrzewała się w saunie, a potem była sympatyczna biesiada w równie sympatycznym barze Czerwony Niedźwiedź w Barentsburgu. Jak zwykle przy trochę dłuższych przejściach staram się wpasować w korzystną pogodę czyli tzw. okienko pogodowe. Tu nawet specjalnie nie musiałem się wpasowywać i okienko dopasowało się do nas. Prognozy mówiły o trzech dobach korzystnych wiatrów z połówki północnej. Dopiero na finiszu miało odkręcić na wiatr południowo zachodni, czyli dokładnie w dziób. Wszystko sprawdziło się co do joty.

Dwie i pół doby wiatr od rufy tężał, a temperatura systematycznie spadała. Po niecałych trzech dobach żeglugi przy sporym zafalowaniu wiało w porywach do 35 węzłów, a temperatura na w kokpicie spadła z 7 do 2 stopni. Jak dodamy do tego padający deszczyk to będziecie mieli w pełni obraz arktycznego lata  Jednak pogoda tu potrafi zmienić się bardzo szybko. W kilka godzin wiatr odkręcił o 90 stopni i wyszło piękne słońce. Temperatura od razu skoczyła do całych 7 stopni.

W kokpicie zaczęli pojawiać się ludzie z własnej woli (to znaczy tacy co nie musieli bo nie mieli wachty)  Wiała przyjemna trójeczka, a my sunęliśmy na całych żaglach bajdewindem przy długiej fali od rufy. Sielanka jednak nie trwała długo i szybki zaczęło się rozwiewać. Do północy wiatr w szkwałach osiągnął 7B, a my refowaliśmy żagle kilkukrotnie.

Całą noc dziób tłukł niemiłosiernie o atakujące nas fale. Koło 8 rano dopłynęliśmy na tyle blisko wielkiego wulkanu, że zasłonił nas przed wiatrem. Zwinęliśmy więc żagle i dalej jechaliśmy na silniku. Żegluga nie była jednak wcale taka sympatyczna, bo z gór spadały na nas co chwilę szkwały o dużej sile. Ostatecznie kotwicę rzuciliśmy przy stacji koło godziny 17.

Najbliższe dwa dni poświęcimy na eksplorację najbliższych okolic dwóch zatok. Na wulkan się nie wybieramy  

I jeszcze jedno. Dzień polarny trwa dla mnie już ponad dwa miesiące. Dzisiaj po raz pierwszy od mniej więcej 11 czerwca zrobiło się na parę godzin bardziej szaro niż w dzień. Czyli noc już tuż tuż  Crystal wali na południe w kierunku normalności.

Pozdrawiamy serdecznie z Jan Mayen!

Michał z Załogą: Marzenką, Andrzejem, Grześkiem, Jackiem, Maćkiem, Marianem i Mietkiem

Sprawdź bieżącą pozycję Crystal! Dołącz do naszej załogi!