Wizyta w stacji radiowej na Jan Mayen

Mokre zejście na Jan Mayen

Zaraz po rzuceniu kotwicy w zatoczce Baatvika wywołałem na radiu stację radiową Jan Mayen prosząc o pozwolenie zejścia na ląd. Natychmiast odezwał się przesympatyczny komandor stacji i za półtorej godziny umówiliśmy się na plaży przy jachcie.

Nie było żadnego problemu z pozwoleniem na 24 godziny. Niestety kosztowało to aż 180 euro. No ale cóż. Każdy z nas zdawał sobie sprawę, że jest w tym odległym miejscu może pierwszy i ostatni raz w życiu, więc długo się nie zastanawialiśmy.

Nadmuchaliśmy i zwodowaliśmy ponton, zjedliśmy na spokojnej wodzie zaległy obiad i wzięliśmy się za desant na ląd. Z jachtu wszystko wyglądało bardzo spokojnie, jednak po zbliżeniu się do brzegu okazało się, że przybój jest całkiem spory i lądowanie suchą stopą nie wchodzi w grę. Wyskakiwanie do wody o temperaturze 6 stopni wcale mi się nie uśmiechało, nawet jeśli miało to być tylko po kolana. Ale nie było wyjścia.

Kontakt z wodą był bardzo nieprzyjemny, ale udało się nie wykapać w całości i nie wywrócić pontonu. Tylko buty, które zdjąłem i zostawiłem w pontonie zostały zupełnie zalane. Z drugą turą poszło już zupełnie sprawnie.

Historia stacji radiowej na Jan Mayen

Jak lądowaliśmy na brzegu czekał już na nas sympatyczny komandor stacji. Urodzony na Spitsbergenie obecnie już drugi rok stacjonuje na Jan Mayen. Stacja powstała w 1921 roku i początkowo była tylko stacją meteo. Zniszczona w czasie II wojny światowej została odbudowana i w czasie zimnej wojny odgrywała istotną rolę w systemie śledzenia łodzi podwodnych NATO. Był tu też nadajnik systemu nawigacyjnego Loran, który obecnie w erze GPS nie jest używany. Na Jan Mayen mają demontować antenę w tym roku.

Z ciekawostek jakie opowiedział nam Komandor woda wokół wyspy zamarzała jeszcze w latach 80-tych tworząc połączenie z Grenlandią. Wtedy też wyspę odwiedzały misie polarne. Ostatni misiowy turysta dotarł tu prawdopodobnie na krze w latach 90-tych i został bezsensownie zastrzelony przez duńskiego naukowca, który został za ten czyn ukarany.

Na Jan Mayen przybywa rocznie pietnaście niedużych statków wycieczkowych. Jest to jedyna droga, jaką mogą się tu dostać cywilni turyści. Co prawda znajduje się tu pas startowy, jednak nie spełnia on norm lotnictwa cywilnego i używa go tylko wojsko. Dowiedzieliśmy się, że taki samolot ląduje następnego dnia w samo południe, co jest na wyspie sporym wydarzeniem.

Sympatyczna gościna

Komandor opowiadał nam te różne ciekawostki, podczas gdy my powoli się ubieraliśmy wydłubując czarny wulkaniczny piasek spomiędzy palców u nóg. Jak już wszyscy byliśmy poubierani w obuwie zapakowaliśmy się do terenowego Mercedesa i pojechaliśmy razem do stacji. W sumie pewnie jakieś 500 metrów 😉

W środku obowiązywała taka sama zasada jak na Spitsbergenie. Buty zostają w holu, a w środku wszyscy poruszają się w klapkach lub wręcz na bosaka. Część budynku, do której zostaliśmy zaproszeni była miejscem, gdzie personel spędzał wolny czas. Wyglądało to naprawdę fajnie. Zaraz za wejściem stał stół bilardowy, dalej obowiązkowy sklepik z pamiątkami, wielka sala z barem i wygodnymi skórzanymi fotelami. Wszystko to wyglądało jak w jakimś klubiku. W długim korytarzu wisiały stare zdjęcia i pamiątki. Marian odnalazł polski akcent na Jan Mayen. Otóż w drugiej połowie XIX wieku prowadził tu jakieś ekspedycje jegomość o nazwisku Wilczek.

Normalnie cały rok stacjonuje tu około 20 osób, jednak teraz była jakaś wojskowo/naukowa kulminacja i w sumie było ich ponad 60. Część z nich miała wracać do domu jutrzejszym samolotem.

Ponieważ było już dość późno, a my byliśmy trochę zmęczeni czterodniowym wyboistym przelotem ze Spitsbergenu. Pokręciliśmy się trochę po stacji, kupiliśmy pamiątki i wolnym spacerkiem ruszyliśmy w kierunku plaży. Znowu dwukrotna walka z lodowatym przybojem i byliśmy z powrotem na jachcie.

Następnego dnia z rana okazało się, że arktyczne kąpiele nie wyszły mi na zdrowie i wszystko wskazywało na to, że się kompletnie rozłożę. Kochana załoga natychmiast wzięła się za reperację kapitana i zacząłem popijać tajemnicze mikstury…

A o tym co robiliśmy drugiego dnia na Jan Mayen napiszę w kolejnym poście 🙂

Pozdrawiamy cieplutko!

Michał z Załogą

Sprawdź bieżącą pozycję Crystal! Dołącz do naszej załogi!