Zatoka Disko – pierwsze spotkanie z pakiem lodowym

Zdecydowaliśmy się więc płynąć do Ilulissat, położonego na wschodnim krańcu Zatoki Disko. Około 50 mil w jej głąb, co oznaczało, że spotkamy się z pakiem lodowym.

Po opuszczeniu Sisimiut, początkowo żadnych gór nie widzieliśmy. Po pokonaniu trochę ponad 100 mil i skręceniu na wschód do Zatoki Disko zaczęło się.

Początkowo było to kilka gór – pojedyncze kolosy, wielkości domów, katedr, wielkich hali, rozrzucone na ogromnym obszarze. Z czasem zaczęło się ich robić coraz więcej. W wodzie zaczęły się też pojawiać mniejsze growlery (kilkumetrowe kawałki lodu).

Jedyna słuszna droga

Około godz. 3 nad ranem dopłynęliśmy w końcu do początku paku lodowego. Od Ilulissat dzieliło nas dokładnie 10 mil. Początkowo, płynęliśmy na północ wzdłuż granicy lodu w nadziei, że lodowe pole w końcu się otworzy. Niestety nic z tego! Kiedy przez kolejne 30 minut ilość lodu po naszej prawej burcie nie malała zdecydowałem się, że czas dać nura do środka. Było około godz. 4 nad ranem i do celu mieliśmy wciąż niecałe 10 mil.

Na starcie z lodem!

Na pokładzie leżały już przygotowane trzy długie, aluminiowe tyczki do odpychania lodu. Początkowo zagęszczenie lodu dość szybko rosło, co zmusiło mnie do ciągłej redukcji prędkości. W tym czasie Ola z Magdą ciężko pracowały na dziobie odpychając na boki co większe kawałki lodu. W tym czasie nasza prędkość spadła nawet poniżej 2 węzłów!

Na szczęście potem lód trochę się przerzedził. Dziewczyny mogły trochę odsapnąć, a ja przyspieszyłem do prawie 2,5 węzła. Jest to nasza najmniejsza prędkość, będąc cały czas na biegu.

Sytuacja zaczęła się pogarszać około godz. 8 rano, kiedy to znowu momentami zwalnialiśmy prawie do zera a trzy osoby ciężko pracowały z tyczkami na dziobie. Było to juz prawdziwe przedzieranie się przez lodowy labirynt i wyszukiwanie nielicznych luźniejszych alejek pomiędzy gigantycznymi zwałami lodu.

Lodowa ruletka

Żeby nie było za łatwo, od godz. 4 padała mżawka i towarzyszyła nam coraz gęstsza mgła. Lód był w ciągłym ruchu – lodowe rzeki niosły kawałki w różnych kierunkach. Czasami próbowaliśmy wjechać w alejkę otwierającą się 50 metrów dalej, jednak zanim dopływaliśmy do jej początku wolna woda była już zamknięta przez tasujący się lód. Bardzo powoli, ale jednak cały czas przesuwaliśmy się do celu. Lód nie odpuścił aż do samego portu, który pokazał się nam dopiero z odległości kilkaset metrów.

O godz. 11 rano po 7 godzinach przebijania się przez lód weszliśmy wreszcie do portu. W tym czasie pokonaliśmy 10 mil, a najwolniejsza ostatnia mila zajęła nam 3 godziny. Naszą lodową przeprawę widać na filmiku.

Podczas odpychania lodu straciliśmy 2 z 3 tyczek więc trzeba się będzie za czymś rozejrzeć podczas postoju w porcie. Innych strat na szczęście nie było.

W Ilulissat zacumowaliśmy burtą do znajomego niemieckiego jachtu Luna. Oprócz nich i nas w porcie cumowało jeszcze pięć jachtów. Oprócz nas również rosyjski Piotr I i łotewski Paganel wybierają się na Przejście Północno Zachodnie. Na pewno więc jeszcze nie raz się spotkamy. Dodam jeszcze że widok z góry na zalodzoną Zatokę Disko to jest coś trudnego do opisania! Warto było trochę zawalczyć, żeby się tu znaleźć.

 

Sprawdź bieżącą pozycję Crystal!  Dołącz do naszej załogi!

Śledź nas na Facebook!