Znowu w tropikach

Mija już trzecia doba płynięcia, odkąd opuściliśmy Bahia de Sin Quintin, gdzie zatrzymaliśmy się na Wigilię i Boże Narodzenie.
Bahia de Sin Quintin oddalona jest od Ensenada o ok. 110 mil. O zatoczce tej usłyszeliśmy od innych żeglarzy, z którymi rozmawialiśmy w kolejce do odprawy w Ensenada, która to była naszym pierwszym portem w Meksyku.
Wigilijna wieczerza w meksykańskiej zatoczce
Zatoka Sin Quintin okazała się idealnym miejscem na Święta. Pogoda była dobra, aby stanąć tam na kotwicy. Trochę bujało, ale wyrzucenie flopper stopera znacząco zniwelowało kiwanie się jachtu. Czas świąteczny minął nam na błogim lenistwie i zajadaniu się pysznościami, jakie wspólnie przygotowaliśmy.
Mimo że daleko od Polski, to jednak tradycji dwunastu potraw na stole stało się zadość. Mieliśmy pyszny barszcz zrobiony na naszym, jachtowym zakwasie z buraków, sałatka jarzynowa, śledzie, różne rodzaje potraw z grzybów i oczywiście smażoną rybę. W naszym wypadku był to dorsz (ang. black code) jeszcze z Alaski. Oczywiście nie zabrakło też pierogów i uszek, które Ola kupiła w polskim sklepie jeszcze w San Francisco.
Długi rejs na Morze Corteza
Prognoza pogody na kolejne dni zapowiadała przyjemny wiatr z północy, więc postanowiliśmy wykorzystać tę okazji i popłynąć jak najdalej na południe. Idealnie byłoby dopłynąć do końca Półwyspu Kalifornia, czyli do przylądka Cabo Falso. Tam zakręcimy i zaczniemy piąć się ku górze na Morza Corteza. Nasz cel to stocznia w Guaymas, gdzie chcemy wyjąć jacht z wody.
Od czasu Hawajów, czyli ponad pół roku, nie czyściliśmy dna jachtu Crystal. Ilość muszelek i trawy morskiej, która obrosła już dno naszej Krysi dała się nam mocno odczuć w trakcie przelotu z San Francisco, gdzie nasza prędkość pozostawiała wiele do życzenia. Dlatego w ramach świątecznego relaksu, Michał ubrał się w piankę i wskoczył do wody ze szpachelką. Po ok. dwóch godzinach skrobania, Crystal była gotowa do długiego płynięcia na Morze Corteza.

Rozbujana żegluga po północnym Pacyfiku
W drugi dzień Świąt, czyli 26. grudnia, podnieśliśmy kotwicę i ruszyliśmy na południe. Zgodnie z prognozą z PredictWind, wieje ok. 10-15 węzłów już od samego początku tego przelotu. Płyniemy więc na żaglach, co bardzo nas cieszy.
Żegluga nie jest jednak aż tak przyjemna, ponieważ Pan Ocean jest niezwykle rozbujany. Zima to czas sztormów na północnym Pacyfiku. I o ile nas one nie dotykają, to na wyższych szerokościach wiatr hula, a woda się kotłuje. Efekt tego taki, że fale z tych sztormów docierają i do nas. Kiwa więc jak w kołysce! Szczególnie Ola potrzebowała kilkunastu godzin i dobrego snu, żeby przyzwyczaić się do tego kołysania.
Niebieska woda w oceanie
Od wypłynięcia z USA z każdym dniem robi się coraz cieplej. O ile w Ensenadzie nocna temperatura schodziła jeszcze poniżej 10°C, to od jej opuszczenia jest już ciepłej. Ostatniej nocy najniższa temperatura, jaką zanotowaliśmy w dzienniku pokładowym, wynosiła 17,2°C. W dzień mamy już ok. 20-21°C.
Hitem natomiast jest woda, która dzisiaj (poniedziałek, 28-go grudnia) dobiła do 23°C i wszystko wskazuje na to, że na dobre zmieniła kolor na niebieski. Oznacza to jedno – wracamy w tropiki!
[wiadomość z pokładu SV Crystal wysłana via komunikator satelitarny Iridium GO!]
