COVID-19, czyli dlaczego zostaliśmy jachtem na Hawajach?
Kilka dni temu nasza ostatnia hawajska załoga wyjechała z powrotem do Polski. Cały ich rejs był już od znakiem COVID-19, który powoli się rozwija i obejmuje cały świat od kilku tygodni. Na szczęście, udało im się znaleźć dobre połączenie do Berlina, a stamtąd zorganizowali już sobie samochody. Wrócili bezpiecznie i szczęśliwie do domu.
My zaś zostaliśmy w Konie. Zgodnie z naszym planem za kilka dni powinniśmy ruszać na Polinezję Francuską. Z każdym dniem nasza wiara w to jednak malała, aż w końcu wczoraj zdecydowaliśmy się przedłużyć nasz pobyt jachtem na Hawajach.
Świat się zamyka, także dla jachtów
Powód ogólny jest oczywisty – koronawirus. Powoli, kolejne państwa zamykają się, także na żeglarzy. I im więcej czytamy o sytuacji na Polinezji Francuskiej, tym bardziej jesteśmy przekonani, że podjęliśmy dobrą decyzję, aby przeczekać te zawirowania na Hawajach.
A więc dlaczego zdecydowaliśmy się nie wyruszać w dalszą wyprawę morską ku wyspom Południowego Pacyfiku?
- Bezpieczeństwo nasze i jachtu: już teraz Polinezja Francuska oświadczyła, że zamyka swoje wody dla jakichkolwiek przybyszy z zewnątrz. Za specjalną zgodą żeglarze będą mogli zatrzymać się tylko na chwilę na Tahiti w celu uzupełnienia zapasów i paliwa. I tyle. Dalej mają jak najszybciej opuszczać polinezyjskie wody. Nie ma mowy o tym, żebyśmy narażali się na ryzyko bycia niewpuszczonym do kraju po ok. trzech tygodniach żeglugi. Nawet jeśli wcześniej wystąpimy o zgodę na wpłynięcie do Polinezji, to nie mamy 100% pewności, że dostaniemy pozytywną odpowiedź.
- Druga opcja na wpłynięcie na terytorium Polinezji, to natychmiastowe pozostawienie jachtu gdzieś na kotwicy i jak najszybszy wylot do swojego kraju. My oczywiście nie chcemy porzucać jachtu Crystal na Polinezji. Opcja te też odpada.
No dobra, ale jeśli nawet udałoby się nam dostać jakąś magiczną zgodę na pozostanie na Tahiti, to wciąż mamy wiele argumentów przemawiających za pozostaniem na Hawajach do momentu wyjaśnienia się sytuacji:
- Opieka zdrowotna: Hawaje to stan USA więc bez wątpienia poziom opieki zdrowotnej jest tu o wiele wyższy niż na Polinezji.
- Zaopatrzenie sklepów: ten sam argument, co powyżej. W tutejszych sklepach jest zdecydowanie więcej żywności, warzyw, owoców i jesteśmy pewni, że USA nie pozwoli Hawajczykom głodować… To trochę takie myślenie ekstremalne, ale naprawdę nie wiadomo w którą stronę rozwinie się sytuacja z tą całą izolacją i “zostań w domu”
- Ogólne restrykcje: Hawaje wprowadziły nakaz “zostań w domu”, ale tutaj w porciku, w którym stoimy, życie toczy się jakby normalnie. Co prawda nie ma licznych wycieczek na morze, ale oprócz tego to nie czuć większych zmian. Ludzie dalej chodzą na plaże, kąpią się w morzu, a my bez problemu możemy iść do sklepu kiedy tylko chcemy. Na Polinezji wprowadzono zaś bardzo duże restrykcje: nie można korzystać z plaż, nie można wchodzić do wody, a żeglarze mieszkający na jachtach na ląd mogą schodzić tylko ze specjalnym pozwoleniem. Jak więc widać, sytuacja jest bez porównania lepsza w miejscu, w którym obecnie jesteśmy.
- Internet: na Polinezji internet jest wolny i baaaardzo drogi. Na Hawajach mamy kupione lokalne karty sim z danymi, które śmigają i zapewniają nam nieograniczony przepływ danych. Może wydaje się to błahe, ale naprawdę codzienny kontakt z Rodziną, możliwość porozmawiania przez telefon, czasem z opcją video jest bezcenny obecnie. I dodatkowo, możemy w końcu trochę pobuszować po sieci 😉
Prosty rachunek – trzeba zostać na Hawajach
Jak więc widać, naprawdę same plusy przemawiały za tym, abyśmy przedłużyli nasz pobyt jachtem na Hawajach. Póki mamy ważne wizy, to jesteśmy tu bezpieczni.
Dodatkowo, w podjęciu decyzji pomógł nam fakt, że zgodnie z naszym grafikiem rejsów kolejna załoga ma dołączyć do nas dopiero na początku czerwca. Teoretycznie możemy więc pozwolić sobie na taki postój, choć jest to kosztem przeglądu jachtu, jaki planowaliśmy zrobić w tym czasie na Raiatea, na Polinezji Francuskiej. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Bezpieczeństwo nasze i jachtu są najważniejsze!
Mamy tylko nadzieję, że koronawirus to sytuacja przejściowa i już wkrótce postawimy żagle i ruszymy ku turkusowym wodom wysepek południowego Pacyfiku.