Ekwadorskie „wakacje”, czyli trzy tygodnie w stoczni

Ekwador_stocznia_2019_jacht_michal

Na przerwę w Ekwadorze czekaliśmy już od jakiegoś czasu. Potrzebowaliśmy trochę odpocząć i dodatkowo, zgodnie z planem, mieliśmy też w końcu trochę pozwiedzać tylko we dwoje.

Niestety, w drodze do Ekwadoru okazało się, że potrzebujemy wymienić dławicę wału, na którym zamontowana jest śruba. Oznaczało to tylko jedno – trzeba wyjąć jacht Crystal na brzeg. Michał posprawdzał możliwe opcje, które w Ekwadorze są bardzo ograniczone i stanęło na tym, że wyjmiemy się w jedynej dla jachtów stoczni w Ekwadorze, czyli w Salinas.

Miesiąc na kurzej łapce w Salinas

Dzięki sprawnej wymianie maili ze stocznią, udało się tak wszystko zorganizować, że jak tylko dotarliśmy do Salinas, to po załatwieniu wszystkich formalności związanych z wpłynięciem do Ekwadoru, Krysia została wyjęta z wody. Na prawie miesiąc staliśmy się domkiem na kurzej łapce.

Ekwador_stocznia_2019_jacht_wyciaganie
Ekwador_stocznia_2019_jacht_wyciaganie

Zaczęliśmy pracować. Lista robót robiła się coraz dłuższa, bo skoro już byliśmy na brzegu, to trzeba było ten czas wykorzystać maksymalnie efektywnie. Według naszego planu, mieliśmy wyciągać się we wrześniu na Tahiti, ale skoro zrobiliśmy to teraz, to trzeba było wykonać wszystkie prace przewidziane na stanie w stoczni.

Podsumowanie prac w stoczni

W ekwadorskim Salinas spędziliśmy więc trzy bardzo pracowite tygodnie. W tym czasie m.in.:

  • gruntowanie wyczyściliśmy pokład i burty
  • pomalowaliśmy dno Krysi nową farbą antyporostową
  • wymieniliśmy filtry paliwa oraz olej w silniku
  • oddaliśmy genuę do reperacji i wzmocnienia
  • przebudowaliśmy instalację wody słonej, jak również systemu zasysania wody do odsalarki
  • całkowity serwis generatora wiatrowego
  • oraz 100 innych małych i większych zadań, które wypełniały nasze dni od rana do nocy.

Wszystkie te małe i większe roboty porządkowo/remontowe doprowadziły nasz jachcik do pełnego blasku. Odbyło się to niestety kosztem zwiedzania i mimo początkowo ambitnych planów turystycznych, poznaliśmy tylko najbliższą okolicę stoczni. Dzięki temu, wiedzieliśmy gdzie chodzić na smaczne, domowe obiadki w bardzo dobrej cenie, a także poznaliśmy lokalnego sprzedawcę warzyw i owoców, od którego kupiliśmy prowiant na nasz kolejny rejs morski.