Przemiła wizyta na Isle of Skye
Ciepłe przywitanie w Portree
Przelot z Wysp Owczych na szkockie Isle od Skye (Hebrydy Zewnętrzne) zajął nam dwie doby. Jak tylko stanęliśmy przy pomoście w Portree, to pojawiła się przyjaciółka Oli – Justyna wraz z Paulem, aby nas przywitać. Było to bardzo miłe i sprawiło, że już od samego początku wizyta na Skye miała trochę rodzinny charakter 🙂
Portree to maleńka stolica Wyspy Skye, którą zamieszkuj około 1500 mieszkańców. Nasi lokalni przewodnicy zorganizowali nam następnego dnia wspaniałą wycieczkę po Skye. Paul jest tutaj taksówkarzem, więc trudno wyobrazić sobie lepszego przewodnika. Szkocja znana jest z kapryśnej pogody, jednak i tym razem mieliśmy szczęście do pięknego słońca. Co prawda mocny wiatr powodował, że temperatura odczuwalna była dość niska, jednak przynajmniej nic nie lalo się nam na głowę 😉
Lekcja historii Isle of Skye
Naszym pierwszym celem była słynna latarnia morska Neist Point. Zanim jednak tam dotarliśmy, Paul zabrał nas na maleńki uroczy cmentarzyk, gdzie spoczywa wiele z najważniejszych osób z klanu MacLeod. W ten subtelny sposób zostaliśmy wprowadzeni w zamierzchłe czasy Skye, kiedy to na wyspie rządziły dwa klany. Klan MacLeod’ów wywodził się się do jednego z wodzów Wikingów – Leoda, który w XIII w. przybył na wyspę, aby podbić jej ziemie i zdobyć zamek Dunvegan. Od tego czasu, w rękach MacLeod’ów znalazła się ogromna część wyspy. Obecnie to już tylko historia, którą przypominają miejsca takie, jak ten cmentarz. Co ciekawe, to obecnie wszyscy rdzennie mieszkańcy Skye są potomkami jednego lub drugiego rodu. Przypominają sobie o tym szczególnie w pubach po kilku piwkach 😉
Kto urządzi największy bankiet?
Za cmentarzem góruje Góra Stołowa, która przypomina trochę kształtem tę z Kapsztadu (RPA). Z górą tą wiąże się ciekawa historia. Otóż dawno, dawno temu, jeden z możnych klanu MacLeod był na ogromnym bankiecie w Londynie. Organizator imprezy chwalił się, że to największy w historii bankiet na Wyspach. Jak się pewnie domyślacie bogaty Pan Szkot miał fantazję i postanowił ów bankiet przebić. W tym celu zorganizowano gigantyczny bankiet na Górze Stołowej, gdzie wniesiono stoły, krzesła i cały poczęstunek. Oczywiście zaproszono na niego wszystkich uczestników londyńskiej imprezy, którzy na własne oczy mogli poznać szkocki rozmach. Nie brzmi ta historia zgodnie ze stereotypami, jakie mamy o Szkotach; jednak jest na tyle ciekawa, że warta jest odnotowania.
Latarnia Neist Point
Latarnia na cypelku Neist Point to najdalej na zachód wysunięty punkt Skye. Jest to jedna z większych atrakcji turystycznych na wyspie, co widać było po ilości samochodów na parkingu. Latarnia jest bardzo malowniczo położona na końcu wąskiego i długiego cypelka. Swoim kształtem przypominał nam on Cape Point z RPA. Tak na marginesie, to nie wiem czemu mnie na takie południowo afrykańskie analogie wzięło. Może po prostu się już trochę stęskniłem 😉 Na pewno warto tu przyjechać, bo widok jest spektakularny.
Z owieczkami za pan brat
Naszym następnym punktem były odwiedziny u Pani Lindy Jackson, która hoduje owce i robi ręczne robótki z owczej wełny w swojej Kelpie Cottage. Jej ciepła osoba wywarła na nas niesamowicie sympatyczne wrażenie i widać było, że owieczki są w tym domu na pewno szczęśliwe. Tak się też szczęśliwie złożyło, że odwiedziliśmy Panią Jackson na początku maja, kiedy to akurat na świat przychodzą małe owce. Najmłodsze miały zaledwie kilka dni i były jak małe przytulanki. Owieczki nie panikowały nawet wtedy kiedy braliśmy je na ręce. Prawdopodobnie dzięki obecności gospodyni wiedziały, że nic złego stać się nie może. Linda opowiedziała nam o tym, w jaki sposób stworzyła swoją hodowlę, czyli jak zaczęła adoptować owcze sierotki. Ciekawym jest, że owce potrafią bez powodu odrzucić małe, a już na pewno, kiedy wyczują na nich zapach człowieka!
Dowiedzieliśmy się, że aby przygotować wstępnie wełnę trzeba ją najpierw wysuszyć. Świeżo ścięta wełna jest tłusta dzięki czemu nie dopuszcza wilgoci do skóry i owieczki są zawsze suche. Tak więc należy ją odtłuścić. Czynność ta polega na wielokrotnym praniu i suszeniu wełny. Zabiera to najwięcej czasu i przygotowanie finalnego rękodzieła to już “z górki”. Bardzo nam się podobał autentyzm tego miejsca i że nie czuliśmy się tu jak chodząca karta bankomatowa, co jest bolączką wielu turystycznych miejsc, gdzie sprzedawane jest rękodzieło prosto z Chin. Jeżeli kiedykolwiek będziecie w okolicach Neist Point, to z całego serca polecamy Wam odwiedzić włości Lindy – Kelpie Cottage (email: kelpiecottage@gmail.com).
Punkty obowiązkowe do zobaczenia na Skye
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na chwilę w miejscu widokowym, skąd rozpościerał się piękny widok na wspomniany już zamek Dunvegan. Zamek ten pojawiał się na planie „Nieśmiertelnego”.
Naszym następnym punktem do zobaczenia były góry Skye. Dokładnie, góry! W pasmach Cuillin oraz Red Cuillin są wzniesienia o wysokości powyżej 900m, które są częsty celem zdobywców korony Wielkiej Brytanii. Co ciekawe, to na jednej z gór, Glamaig (775m.n.p.m.), co roku organizuje się wyścigi wbiegania na szczyt. To dla upamiętnienia wyczynu z drugiej wojny światowej, kiedy pewien weteran wbiegł na niego boso.
Kolejnym punktem obowiązkowym każdej wycieczki na Skye jest słynny sterczący, ogromny kamień The Old Man of Storr. Krajobrazy wokół niego są tu tak dramatyczne, że kręcono tu sporo filmów, między innymi: 47 Robinów, Prometeusza, sceny do Gwiezdnych Wojen. Paul wymienił nam znacznie więcej tytułów, ale tylko te zapamiętaliśmy 😉 Kiedy spojrzy się na The Storr pod odpowiednim kątem, to widać że wraz z otaczającymi je górami kamień wygląda jak twarz wielkiego trola, który wystawia kciuk. Jeśli dobrze przyjrzycie się zdjęciom, to na pewno sami też to zauważycie.
Region bazaltowych filarów i szkockich dinozaurów
Od The Old Man of Storr droga malowniczo wije się na północ wzdłuż stromych klifów. Wikingowie patrząc na ich bazaltowe kolumny nazwali ten region Staffin, czyli właśnie „miejsce filarów”. Po drodze można zatrzymywać się praktycznie co kilka kilometrów. My zrobiliśmy przystanki przy dwóch ładnych wodospadach Lealt oraz Kilt Rock.
Staffin słynie również z tego, że znajdują się tutaj najwspanialsze pozostałości szkockich dinozaurów. Wiele szczątek zostało znalezionych w skałach z ery jurajskiej wzdłuż wybrzeża. To tutaj w 2004 r. znaleziono odcisk najmniejszego na świecie dinozaura 😉
Widok rodem z… Windows 10!
Naszym ostatni “must see” wyspy było przepiękne Quiraing. Samochodem wjechaliśmy na taką jakby mini przełęcz, z której rozciągał się wspaniały widok w dół. Podobno trekking przez Quiraing to jedno z najciekawszych i najbardziej malowniczych aktywności, jakie oferuje Skye. Nam niestety tym razem nie dane było się tędy przespacerować, ale zdecydowanie zrobimy to następnym razem. Krajobraz Quiraing naprawdę zapiera dech w piersiach – daleki horyzont, piękne kolory natury, wąska dróżka. Wszystko to sprawia, że można się gapić w dal bez końca. Może właśnie z tych powodów, twórcy Windows 10 wybrali ten widok na jeden z motywów na pulpit.
W sumie cała nasz wycieczka zajęła nam 6 godzin. To było minimum, żeby wszystko zobaczyć, ale bez żadnych trekkingów. W każdym z miejsc w których zatrzymywaliśmy się na robienie zdjęć można by zrobić sobie przynajmniej godzinny spacer.
Szkocka uczta
Wieczorem po wycieczce nasi gospodarze odwiedzili nas na jachcie. Justyna przygotowała nam haggis, który jest typową szkocką potrawą. Jest to kaszanka z ziemniakami i czymś w rodzaju rzepy. Do tego wszystko polane przepysznym sosem śmietanowym. Po prostu palce lizać! Wszystko to jest bardzo sycące – w sam raz na ten zimny i wietrzny skrawek świata. Do tego dostaliśmy deserek w postaci domowego sticky toffee pudding. Pożegnalna uczta była iście królewska 😉
Justyna zrobiła nam tak ogromną porcję haggis i ciasta, że jeszcze następnego dnia, kiedy byliśmy już w drodze do Stornoway, jedliśmy je na obiad, wspominając przesympatyczną wizytę na Skye.
Jeszcze raz bardzo dziękujemy Justynie i Paulowi za gościnę na Skye i tak smaczne zaopiekowanie się nami! Do szybkiego zobaczenia! 🙂