U wrót Cieśniny Bellota
W Port Leopold, znajdujący się na granicy Lancaster Sound oraz Prince Regent Inlet, spędziliśmy cztery dni. Czekaliśmy tam na podjęcie ostatecznej decyzji czy obstawiamy dalszą drogę przez Peel Sound czy przez Cieśninę Bellota, do której trzeba dopłynąć właśnie przez Prince Regent Sound.
W końcu na mapkach lodowych doczekaliśmy się zmiany. Dnia 23go, a potem 24go sierpnia odebraliśmy mapki lodowe, na których po zachodniej stronie Cieśniny Bellota wreszcie zaczynało coś się dziać! Wszystko wskazywało na to, że w ciągu 2-3 dni może otworzyć się przejście przez Cieśninę Franklina.
W Fort Ross w okrągłą rocznicę
Jeszcze tego samego dnia podnieśliśmy kotwicę i ruszyliśmy na południe w stronę Fort Ross. Mimo, że po drodze mieliśmy trochę lodu, to 140 Mm udało nam się pokonać w nieco ponad dobę i to w większości na żaglach. Jako że paliwo w Arktyce jest na wagę złota, to takie żeglowanie – oprócz samej frajdy – to także ogromna oszczędność diesla.
Kotwicę w Depot Bay, u wrót Cieśniny Bellota, rzuciliśmy późnym wieczorem 25go sierpnia, dokładnie 30 lat po Wojciechu Jacobsonie i Ludomirze Mączce, którzy jako pierwsi Polacy w ciągu czterech sezonów przepłynęli przez Przejście Północno-Zachodnie. Kiedy dowiedzieliśmy się o tej okrągłej rocznicy wszyscy jednogłośnie stwierdziliśmy, że to musi być dobry omen.
W zatoce przywitało nas sporo lodu. Kry lodowe różnej wielkości i grubości osiadły na płytszej wodzie i tylko czekały na przypływ, żeby znowu ożyć i ruszyć w dalszą drogę. Tak jak w Port Leopold, cały czas mieliśmy wachty kotwiczne. Na zmianę obserwowaliśmy całą noc czy nic nas nie taranuje. Pierwsza noc przeszła bardzo spokojnie.
Zwyczaje w chatce Hudson’s Bay Company
Byliśmy zakotwiczeni dosłownie na przeciwko opuszczonej chatki Hudson’s Bay Company. Jest ona na tyle świetnie zachowana, że oprócz skansenu nadal może robić za schronienie dla jakiś zbłąkanych duszyczek. Zwyczajem jest, że odwiedzając chatkę powinno się zostawić „małe co nieco” dla głodnych wędrowców oraz że wszystkie załogi, które tędy przepływają i odwiedzają chatkę składają pamiątkowy wpis do księgi gości i podpisują się wewnątrz na ścianie. Oczywiście naszych podpisów nie mogło tam zabraknąć i pierwszego dnia korzystając z pięknej pogody zrobiliśmy desant na brzeg.
Victor (nasz przewodnik po Przejściu) przestrzegał nas, żebyśmy uważali bo okolica, aż roi się od białych niedźwiedzi. Chatka Hudson’s Bay Company jest tu adekwatnie zabezpieczona przed tymi nieproszonymi gośćmi. Aby dostać się do drzwi wejściowych trzeba wspiąć się na beczkę i wysunąć kilkanaście desek ułożonych jedna na drugiej.
W środku znajdują się trzy piętrowe łóżka, stolik i półki z jedzeniem – czymś, co w przyszłości może się przydać strudzonym wędrowcom. Znajdziemy też tu piecyk diesla z instrukcją obsługi oraz zapas paliwa. My – żeby tradycji stało się zadość – zostawiliśmy w chatce czekoladę Wedla, białą fasolę, batonik Prince Polo oraz mielonkę.
Wszystko jest tu naprawdę w świetnym stanie i wygląda jakby gospodarz dopiero co wyszedł po gazetę. Na ścianach i łóżkach piętrowych znajdują się podpisy załóg, które miały przyjemność być w tym wyjątkowym miejscu.
Nam udało się odnaleźć ślady po Nektonie, Starym, Katharsis II oraz Lady Dana 44. Oczywiście i my wszyscy wpisaliśmy się też do księgi gości.
W chatce spotkaliśmy się z załogą francuskiego jachtu Atka, który przypłynął tego dnia.
Rzut okiem na Cieśninę Bellota
Zanim wróciliśmy na jacht wspięliśmy się jeszcze na pobliskie wzgórze, z którego rozciągał się widok na Cieśninę Bellota. Niestety była ona totalnie zapchana lodem. Niestety po 3 dniach z rzędu, kiedy to sytuacja lodowa na naszej trasie poprawiała się z dnia na dzień przyszedł regres i znowu mapki lodowe nie zwiastowały, że szybko ruszymy z miejsca. czekaliśmy już tyle czasu, że kolejne kilka dni nie powinny zrobić nam różnicy.
Robiło się tylko bardzo późno i jeśli chcieliśmy przepłynąć przez Przejście w tym sezonie musieliśmy ruszyć z kopyta dosłownie w ciągu najbliższych kilku dni.