W Reykjaviku czekając na spotkanie z Arktyką
To była już nasza trzecia i zarazem najdłuższa wizyta w stolicy Islandii. Tym razem zaplanowaliśmy ponad tydzień postoju, a jak dodamy, że przypłynęliśmy kilka dni wcześniej to wyszło z tego prawie 2 tygodnie. Nie był to jednak czas poświęcony na turystykę.
Ostatnia marina przed Arktyką
Reykjavik był na wiele miesięcy ostatnim przystankiem w zachodnim świecie, gdzie można było wszystko kupić i zamówić. Świata IKEA i szybkiego Internetu w marinie. Była to też ostatnia marina prawdopodobnie aż do października, kiedy to planujemy dotrzeć na wyspę Kodiak na Alasce. Czas postoju praktycznie w całości przeznaczyliśmy na prace na jachcie, na stronie, oraz na przygotowanie się do spotkania z Arktyką.
Jacht klub w Reykjaviku
Standardowo cumowaliśmy w gościnnym Brokey Yacht Club. Zaplecze sanitarne i salka konferencyjna dla klubowiczów mieszczą się tu w kilku stalowych kontenerach, które mocno podupadły od naszej ostatniej, wrześniowej wizyty. Podczas opadów w pomieszczeniach sanitarnych przez liczne dziury w dachu lała się woda, a w pralni to prawie można było przez pogięty pordzewiały dach wydostać się na zewnątrz. Odmówiła też posłuszeństwa ostatnia działająca ostatnio pralka, co trochę skomplikowało nam życie. Mieliśmy ok 30 kg prania…
Tu bardzo chcieliśmy podziękować “naszemu człowiekowi” w Reykjaviku, czyli Marcinowi Grzybowi. Marcin udostępnił nam swój samochód na parę dni, co umożliwiło nam załatwienie wielu spraw. Dodatkowo, Marcin zabrał na super wycieczkę po półwyspie Snaefellsnes. W tym roku zrobiliśmy tylko jeden dzień poświęciliśmy na turystykę. Mając w głowie nasze arktyczne plany, trzeba było wybrać co jest ważniejsze. Obiecaliśmy sobie jednak, że na Islandię wrócimy za te 6-7 lat i wtedy ją dokładnie pozwiedzamy 😉
Mały żeglarski świat
Podczas postoju spotkaliśmy też dwa jachty mijane rok temu. Jednym z nich był żaglowiec Tecla, z którym kotwiczyliśmy w Scoresby Sund na Grenlandii. Drugim zaś irlandzki Celtic Mist, spotkany u wybrzeży Irlandii, kiedy to sztormowe prognozy uniemożliwiły nam bezpośredni przeskok z Cork do Dingle. Musieliśmy gdzieś przeczekać i padło na położone po drodze maleńkie Baltimore, które było raczej małą przystania rybacką, która nie oferuje jachtom nic ciekawego. Stanęliśmy tam bo byli po prostu po drodze 😉 Oprócz nas był tam tylko jeden jacht. Potężny Celtic Mist, który jest czymś pomiędzy motorowym kutrem a jachtem. Chłopaki pływali wtedy po okolicy w poszukiwaniu wielorybów. Te same wielkie ssaki przywiodły ich teraz na Islandię. Próbują w tym roku badać schematy wędrówek wielorybów pomiędzy Irlandią i Islandią. Jest to kolejna historia potwierdzająca, że świat jest baaardzo malutki 😉
Oprócz tego, w marinie parę dni spędziły dwie rosyjskie załogi. Jedna z nich na jachcie, który jest skrzyżowaniem lodołamacza, walca i spychacza, wybierają się tak jak my na Przejście Północno Zachodnie, więc pewnie się spotkamy gdzieś po drodze. Będziemy się trzymać blisko ich rufy i jechać w wykutym przez nich przejściu 😉
Na sam koniec naszego postoju, mieliśmy jeszcze okazję posterować łodzią islandzkich ratowników SAR! Zapraszamy do krótkiej relacji, jak do tego doszło.