Ognisko na bezludnej wyspie

Jednym z naszych ulubionych miejsc na Polinezji jest bezludny (prawie) atol Toau. Piszę prawie, bo tylko na jednej z okalających go wysepek (motu) na stałe mieszka Gaston i Valentine. W jego południowej części nie ma nikogo. Południowe wejście ma złą reputację i zagląda tu bardzo mało jachtów. Dlatego, kiedy tu przypływamy jest bardzo duża szansa że okoliczne wysepki będą tylko do naszej dyspozycji.

Tak było też tym razem. Zakotwiczyliśmy przy motu Makomako i byliśmy jedynym jachtem w zasięgu wzroku. Po całym dniu nurkowania, plażowania i eksplorowania Makomako i sąsiedniej wysepki bez nazwy, wieczorem zrobiliśmy sobie ognisko. Na przenośnym ruszcie, który kupiliśmy jeszcze na Alasce, grillowaliśmy kiełbaski. Wyszło super pycha.

Trzeba przyznać, że ususzone kokosy palą się jak szalone, a opał wala się wszędzie dookoła. Planujemy być tutaj znowu podczas naszego sylwestrowego rejsu “Sylwester na bezludnej wyspie”.