Crystal rusza ku Grenlandii

Każdy postój się kiedyś kończy. Po dziesięciu dniach przerwy między rejsami, w środę 06. czerwca na Crystal zaokrętowała się załoga na grenlandzki etap. Zrobiliśmy duże zaprowiantowanie i wreszcie mogliśmy rozpocząć arktyczną część naszej wyprawy.
650 mil do przepłynięcia
W piątek, w samo południe oddaliśmy cumy, pomachaliśmy Marcinowi na pożegnanie i skierowaliśmy się w stronę Grenlandii. Do położonego na samym południu Prins Christian Sund mieliśmy niecałe 650 Mm.
Prins Christian Sund to piękny system fiordów, który przecina południowy kraniec Grenlandii ze wschodu na zachód. Dzięki temu, żeby znaleźć się po zachodniej stronie nie trzeba opływać słynącego ze złej pogody Przylądka Farvel.
Spokojna żegluga w kierunku Grenlandii
Pierwsze dwie doby były bardzo szybkie i zarazem chyba najspokojniejsze od wypłynięcia z Lizbony. Sunęliśmy średnio 7 węzłów po Północnym Atlantyku gładkim jak jezioro. Wspaniała sprawa! Trzeciego dnia trochę zwolniliśmy, a czwartego tak sflauciło, że momentami musieliśmy podpierać się silnikiem.
We wtorek, tuż przed brzegami Grenlandii, znowu nieźle nam przywiało. Tak jakby Pan Ocean chciał nam przypomnieć na deser, że to jednak kapryśny Północny Atlantyk i to nie przelewki. Wiatr w porywach dochodził do 40 węzłów i wybudowała się całkiem spora fala. Na szczęście wszystko to z kierunku północnego, więc zarefowani lecieliśmy z wiatrem. Pchani sprzyjającym prądem gnaliśmy momentami ponad 8 węzłów.
Grenlandia tuż tuż – temperatura leci
W miarę zbliżania się do tej największej lodówki świata temperatura wody i powietrza bardzo szybko zaczęła spadać. We wtorek nad ranem za zewnątrz mieliśmy 6 stopni. 12 godzin później już tylko 2. Ustaliłem taki kurs, abyśmy za wcześnie nie zbliżali się za blisko brzegu. Wszystko w obawie przed pływającym lodem, który w połączeniu z fal mógłby być groźny dla jachtu. Na szczęście z czasem warunki się uspokajały i pojedyncze kawałki lodu, których robiło się coraz więcej były dobrze widoczne.
O godzinie 19.20 zobaczyliśmy NASZĄ pierwszą górę lodową. Słońce siedziało już dość nisko i na tle ośnieżonych i groźnych górski szczytów prezentowała się naprawdę wspaniale.
Pierwszy fjord Grenlandii
Ponieważ przelot poszedł nam bardzo szybko na początek postanowiliśmy pokręcić się trochę po Lindenow Fjord, który jest położony kawałek na północ od Prins Christian Sund. O godz. 21 zwinęliśmy żagle, włączyliśmy silnik i rozpoczęliśmy ostateczne wejście do fiordu. Oczywiście c-map, tak jak w Scoresby Sund, był tu kompletnie do bani i częśto żeglowaliśmy na mapie po lądzie czy skałach. Przesunięcie na mapie miejscami wynosiło aż 0,4 Mm czyli aż 700 metrów!
Po godzinie nieudanych prób rzucenia kotwicy w pierwszej zatoce poddałem się i popłynęliśmy kawałek dalej na północną część fiordu. Tym razem nie było problemu i w środę o 4 nad ranem ostatecznie udało się zakotwiczyć na Grenlandii. Staliśmy na końcu fiordu, a dookoła mieliśmy ośnieżone szczyty. Kompletną ciszę mąciły tylko jakieś śpiewające ptaszory i liczne strumyczki. Wreszcie po 2 miesiącach od opuszczenia Lizbony przepłynęliśmy Północny Atlantyk i dotarliśmy na Grenlandię!! Lodową część naszej przygody czas zacząć.