Nanortalik – pierwsze większe miasteczko
Uproszczona odprawa graniczna
Nanortalik było pierwszym miastem, jakie odwiedziliśmy na Grenlandii. Po Aappilattoq i Frederiksdal, gdzie mieszkało około 100 mieszkańców Nanortalik z populacją prawie 1500 mieszkańców to była prawdziwa metropolia! W miasteczku były dwa duże markety, muzeum, oraz centrum informacji turystycznej.
Nanortalik był także naszym pierwszym miasteczkiem na Grenlandii z posterunkiem policji. Teoretycznie więc powinniśmy byli dokonać tu odprawy. Kilka godizn po zacumowaniu do nabrzeża przyjechało dwóch sympatycznych duńskich policjantów, którzy nie chcieli oglądać żadnych papierów tylko po prostu sobie pogadać. Jak dowiedzieli się, że w załodze są mieszkańcy Unii i że przypłynęliśmy z Islandii to oglądanie paszportów i papierów jachtu okazało się zbędne. I tak oficjalnie wpłynęliśmy na Grenlandię 😉
W Nanortalik okazaliśmy się trzecim jachtem w tym sezonie
Spotkanie z cywilizacja i wieczorne disco
W miejscowym hotelu Farvel skorzystaliśmy z takich luksusów cywilizacyjnych jak prysznic bez oszczędzania wody czy Internet bez oszczędzania danych 😉
Drugiego wieczora poszliśmy wieczorem do hotelowego baru. Po godz. 20 dość szybko zrobiło się tłoczno i początkowe siedzenie przy stołach zamieniło się w regularne disco. Miejscowi bardzo wylewnie witali nas w swoim kraju, a starsze panie uśmiechnięte wywijały z nami na parkiecie. Impreza skończyła się grubo po północy, kiedy to przestali w końcu grać. To był bardzo sympatyczny wieczór 😉
Prognozy pogody mówiły o huraganowym wietrze, więc zostaliśmy dzień dłużej
Niemieccy sąsiedzi
Ponieważ prognozy pogody zapowiadały wiatry w porywach 70 węzłów (12 w skali Beauforta) to kolejny dzień przywiązaliśmy się mocno i zostaliśmy w dobrze osłoniętym porcie. Na pewno było to pewniejsze niż dyndanie na kotwicy w jakimś nieznanym fiordzie.
Na dzień przed nawałnicą, przypłynął niemiecki jacht Luna i ustawił się do nas burtą. Poznaliśmy się dwa tygodnie wcześniej w Reykjaviku i Niemcy podobnie jak my powoli podążali do Ilulissat.
Kiedy obudziliśmy się koło 8 rano na zewnątrz już gwizdało do 40 węzłów, które szybko przerodziło się w 50.
Przy bocznych podmuchach wiatru, oba jachty gięły się jak podczas żeglugi 😉 Najmocniejszy podmuch jaki zanotowałem to było 55 węzłów. A byliśmy od tego wiatru bardzo dobrze osłonięci górą kontenerów. Jak to miło móc pospacerować po brzegu w taką pogodę!
Uroczy skansen
Poza tym wiatrem, to pogoda była bardzo ładna. Świeciło słońce, a temperatura w cieniu przekroczyła 15 stopni! Z Olą wykorzystaliśmy ten czas, aby odwiedzić lokalne muzeum, na które składało się około 10 zabudowań. W każdym były trochę inne eksponaty. Zrobiliśmy sobie też wycieczkę na pobliski pagórek, skąd rozpościerał isę bardzo fajny widok na miasto.
Na całe szczęście cumy jakoś przetrwały ten dzień i wieczorem wiatr powoli był juz wspomnieniem
W informacji turystycznej dowiedzieliśmy się, że pobliski fiord Tasermiut jest wyjątkowo ładny i tam skierowaliśmy się następnego dnia.
M.
Zapraszamy do galerii z naszej wizyty w Nanortalik